Co zrobić ze starym wagonem kolejowym? Jak wykorzystać samolot, który lata świetności ma już za sobą? Czy łódź podwodna ma tylko jedno zastosowanie? Czy można przerobić ją na nieszablonowy hotel i wyjść naprzeciw turystom oczekującym niecodziennych doznań? Przed Wami nietypowe hotele.
Minęły już czasy, kiedy środek transportu miał nas dowieść do celu podróży, a hotel miał zapewnić schludny pokój i wygodne łóżko. Dziś hotelarze prześcigają się w pomysłach, jak stworzyć obiekt noclegowy, który nie będzie przystankiem w podróży, ale stanie się jej głównym celem. Nawet, jeśli sposobem na to ma być wstawienie do hotelowego pokoju samochodu. Inwencja w poszukiwaniu klientów żądnych wrażeń nie ma granic.
Otoj kilka przykładów nietypowych hoteli, powstałych z myślą o miłośnikach podróży i motoryzacji, którzy od hotelu oczekują czegoś więcej niż noclegu ze śniadaniem.
Oooodjazd!
Stare wagony hotelowe przerobione na obiekty noclegowe to nic odkrywczego. Jednak hotel prowadzony przez rodzinę Dückinghaus w Merzen, na północ od Osnabrück, to nie tylko łóżka wstawione do starych wagonów. To uosobienie miłości do kolei i wspaniały pomysł na rodzinny interes.
Pięć starannie odrestaurowanych, oryginalnych wagonów kolejowych stanowi trzon hotelu. W nich znajduje się dziewięć dwuosobowych, przestronnych pokoi o trzygwiazdkowym standardzie, wyposażonych w TV, telefon, prysznic i bezprzewodowy internet. Hotel słynie z przyjaznej, rodzinnej atmosfery, gwarantującej niezapomniane przeżycia.
Wagony stoją na szynach przy peronie, gdzie zadbano o najdrobniejsze szczegóły. Strzałki pokazują drogę do kolejowej restauracji, czas odmierza klasyczny kolejowy zegar, goście mogą spocząć na twardych, kolejowych ławeczkach, obsługa hotelu ubrana jest w uniformy wzorowane na kolejowych mundurach. Jedyne, czego turystom może zabraknąć, to usypiającego szumu i stukotu kół. Ale na ciszę i błogi odpoczynek nie ma co liczyć. Pokoje od sali bankietowej oddziela jedynie szerokość peronu, stąd gwar, szczególnie w okresie letnim, jest dość spory. Miłośnikom kolejnictwa odgłosy te nie powinny zbytnio przeszkadzać, w końcu głośno tu jak na… dworcu, choć dla bardziej wrażliwych, właściciele przygotowali zatyczki do uszu.
Sam nocleg, to jeszcze nie wszystkie atrakcje, jakie swoim gościom zapewnia Gasthof Dückinghaus. Ogromnym przeżyciem, szczególnie dla dzieci, jest wizyta w hotelowej restauracji. Stworzono tu bardzo rozbudowany system połączeń mini-kolejki, która dojeżdża również na taras. Małe, kolorowe lokomotywy ciągną po szynach wagoniki, a w nich rozwożone są napoje. Wystarczy złożyć zamówienie i czekać, aż napój dotrze do stolika pociągiem. A po miło spędzonym dniu wystarczy przytulić głowę do poduszki i śnić o dalekich podróżach.
Plac zabaw dla dużych chłopców
Hoteli stworzonych z myślą o miłośnikach pojazdów szynowych jest wiele, ale na ich tle wyróżnia się Controversy Tram Hotel w holenderskiej miejscowości Hoogwoud. Na pierwszy rzut oka wygląda jak opuszczona stacyjka, ale im dokładniej mu się przyjrzymy, tym większe będzie nasze zaskoczenie.
Państwo Frank i Irma Appel stworzyli hotel w oparciu o tramwaje, sprowadzone do tego celu z Amsterdamu i Niemiec. W nich urządzili pokoje dla gości. Wszystkie przestronne i komfortowe, z pełnym węzłem sanitarnym, ale każdy urządzonym w innym stylu: włoskim, francuskim, angielskim i amerykańskim.
Hotel zadziwia na każdym kroku. Począwszy od wyposażenia pokoi (chociażby wkomponowanie umywalki w oponę samochodową) aż po zagospodarowanie całego terenu wokół, gdzie wśród sygnalizatorów świetlnych i znaków drogowych ulokowano wagon kolejowy, a w nim czteroosobowy apartament meksykański, z wanną w kształcie ogromnego sombrero i łożem w kształcie łodzi. Równie niezwykły jest dom właścicieli. Sypialnia znajduje się w piętrowym angielskim autobusie, wkomponowanym w ścianę budynku a jadalnia to francuski van. Jest też mnóstwo samochodów, samolot myśliwski, a nawet statek kosmiczny z biblioteką wewnątrz.
Controversy Hotel to istny plac zabaw dla wszystkich odwiedzających. Stał się lokalną atrakcją do tego stopnia, że organizowane są do niego wycieczki nawet dla osób nie korzystających z noclegów. A jest co zwiedzać, bo fantazji Państwu Appel nie brakuje i hotel wciąż powiększa się o nowe eksponaty.
Byle przed siebie
Exploranter Overland Hotel, Brazylia
Gdzie jest teraz Exploranter Hotel? Gdzieś w Brazylii, Chile lub Argentynie. Ten hotel może dotrzeć wszędzie, dokąd tylko zaprowadzi go droga.
Miłośnik podróży Flavio Melo, zainspirowany wyprawami safari w Afryce, przerobił swoją ogromną, 25 tonową Scanię, na hotel i zaproponował turystom niepowtarzalną podróż. W głównej ciężarówce, nazywanej przez właściciela Romeo, znajduje się w pełni wyposażona kuchnia, a nad nią pokład pasażerski ze stolikami i krzesłami. Romeo ciągnie za sobą naczepę (Julię oczywiście), w której znajdują się łóżka dla 28 osób i trzy łazienki. Miejsca jest niewiele, ale nie o komfort w tej wyprawie chodzi.
Podczas postojów boczne panele Explorantera wysuwają się i rozpościera się spory baldachim, by osłonić przed słońcem odkrytą kuchnię, salon i jadalnię. W ciągu dnia, gdy trwa podróż, wszystko jest chowane. Ponieważ wyprawa może trwać od kilku, do nawet kilkudziesięciu dni, ciężarówka zabiera ze sobą sporą ilość zapasów, co nie oznacza wcale, że serwowane posiłki są tu monotonne. Kucharz włącza do menu również dania kuchni marokańskiej, czy włoskiej. Podróżnicy korzystają też z lokalnych atrakcji kulinarnych, jak choćby chrupiące smażone mrówki, serwowane w maleńkiej wiosce Silveiras, cztery godziny jazdy od Sao Paulo.
Exploranter ma kilka ustalonych i sprawdzonych tras, ale przy grupach min. 10-osobowych mogą być modyfikowane. Najczęściej podróż zaczyna się w Sao Paulo i wieść może wszędzie tam, gdzie dociera asfaltowa droga. Wyprawę uatrakcyjniają przeloty balonem, przejażdżki kładami, czy wycieczki konne do miejsc, do których wielka ciężarówka wjechać nie może. Przyjmowane są zapisy osób indywidualnych, choć ze względu na niewielką przestrzeń mieszkalną, o wiele lepiej sprawdzają się wyprawy w gronie przyjaciół, dla których koedukacyjna sypialnia i łazienki nie są problemem.
Hotel na kółkach to doskonały sposób, by dotrzeć do miejsc, których nie ma w kolorowych folderach biur podróży. To marzenie turystów, którzy chcą się obudzić pośrodku pustkowia i zasiąść do śniadania na leśnej polanie z widokiem na skalisty kanion.
Nocleg z piskiem opon
V8 Hotel, Niemcy
Stuttgart to miasto, które przyciąga miłośników motoryzacji z całej Europy. To tutaj Gottlieb Daimler i Karl Benz skonstruowali pierwszy automobil, tu powstał prototyp popularnego garbusa, tu znajduje się siedziba Mercedesa i Muzeum Porsche. Tutaj też po dniu pełnym wrażeń fani czterech kółek mogą skorzystać z noclegu w Hotelu V8.
Usytuowany na terenie byłego lotniska budynek nie zachwyca swoją bryłą. Ot, biała, prosta w formie budowla i górująca nad nią wieżą kontroli lotów z czarnym zegarem. Tym większe jest zaskoczenie po przekroczeniu jego progów.
Hotel powstał niedawno, w 2009 roku, lecz dziś o rezerwację nie jest łatwo, ponieważ stał się jednym z bardziej rozpoznawalnych miejsc w Stuttgarcie. V8 proponuje gościom nocleg w 34 pokojach, z czego 10 urządzonych jest tematycznie. Myślą przewodnią jest tu oczywiście motoryzacja. Fani Formuły 1 mogą wypocząć w pit-stopie, by na łożu opartym na najszybszych oponach świata doładować swe akumulatory. Majsterkowicze mają do dyspozycji garaż, gdzie wśród stosów kluczy i opon mogą śnić o przeróbkach swoich aut.
Dla czyściochów hotel zarezerwował nocleg w myjni, z łóżkiem w kształcie białego Mercedesa i szczotkami w zagłówkach. Nie mogło zabraknąć też stacji benzynowej z dystrybutorem przy łóżku czy kina samochodowego. I bez obawy, w tym hotelu wystrój pokoju może być garażowy, ale standard jest zawsze czterogwiazdkowy. Najbardziej wybredni goście mogą zdecydować się na nocleg w Zeppelin Suite, usytuowanej w wieży, która określana jest przez właścicieli hotelu „Ferrari wśród wszystkich pokoi hotelowych”. 90-metrowy apartament wyposażony we wszelkie udogodnienia, z sauną włącznie, zwieńczony jest dużym tarasem, skąd przy śniadaniu można podziwiać panoramiczny widok na teren byłego lotniska.
V8 to nie tylko hotel o wyjątkowej oprawie i z wystrojem dopracowanym w najdrobniejszych detalach. To też miejsce marzeń dla tych, którym myśl o motoryzacji podkręca obroty i podnosi ciśnienie.
Cała naprzód ku nowej przygodzie
Yankee Reffy Boatel, USA
Historia promu Yankee nierozerwalnie złączona jest z historią Stanów Zjednoczonych i jest tak bogata, że mogłaby być udziałem nie jednej, a kilku jednostek pływających. Dziś prom, wpisany do Krajowego Rejestru Miejsc o Znaczeniu Historycznym, dzięki zaangażowaniu właścicieli Victorii i Richarda MacKenzie-Childs, wcale nie ma zamiaru przejść na emeryturę. Wręcz przeciwnie, po renowacji w iście artystycznym stylu, stał się modnym botelem, gdzie turyści mogą delektować się wspaniałym widokiem na Manhattan.
Najstarszy znany prom w Stanach Zjednoczonych został zbudowany w 1907 r. w Filadelfii i kursował pomiędzy Portland, Main, Calendar Islands, a później również Bostonem i Pines Islands, gdzie jako luksusowy statek przewoził na letnie wakacje przedstawicieli ówczesnych elit. Po przyłączeniu się Ameryki do pierwszej wojny światowej został nabyty przez US Navy, uzbrojony i po nazwą Machigonne używany do transportu wojska i zaopatrzenia.
W krótkim okresie międzywojennym znów powrócił do świadczenia rejsów pasażerskich. Przez jego pokład przewinęły się tysiące imigrantów rozpoczynających nowe życie w Nowym Świecie. Wielu z nich, po długich rejsach pod pokładem transatlantyków, to właśnie na pokładzie Machigonne mogło upajać się pierwszymi widokami Nowego Jorku. W tym czasie kursował również jako prom wycieczkowy po rzece Hudson, przewożąc turystów do Statuy Wolności. I znów wybuch wojny odmienił losy promu, gdy ponownie został wcielony do armii. W roku 1947 zyskał nową nazwę Yankee oraz silnik Diesla, który zastąpił oryginalny napęd parowy, i prawie do końca XX w. świadczył usługi jako prom turystyczny.
Dziś Yankee to nie tylko awangardowy nietypowy hotel, ale też kawałek historii. Jego wygląd zewnętrzny jest dość klasyczny, jak na prom pasażerski przystało, jednak większe wrażenie robią kolorowe wnętrza, pełne stylowych mebli i dzieł sztuki. Patchworkowe narzuty sąsiadują tu z drewnianymi, zabytkowymi meblami, koło sterowe zostało przerobione na stolik pod komputer, pod sufitem z drewnianych desek wisi pasiasty hamak, a wokół stoi pełno różnobarwnych lamp i bibelotów. Jeśli dodać jeszcze do tego rodzinę kur, poruszających się śmiało po swej zagrodzie na pokładzie statku, powstaje obraz niepowtarzalnego, twórczego nieładu.
Odnowiony prom ma do dyspozycji pięć pokoi, które mogą pomieścić 16 osób, łazienkę oraz sporą jadalnię. Jednak najważniejszą rzeczą, jaką proponuje odwiedzającym jest atmosfera artystycznej bohemy i niepowtarzalny nocleg w centrum Nowego Jorku, będący alternatywą dla sieciowych, szablonowych hoteli.
To się Beatlesom nie śniło
Yellow Submarine Hotel, Wielka Brytania
Nocleg w żółtej łodzi podwodnej to szczyt marzeń wszystkich fanów Beatlesów, przybywających do Liverpoolu śladami swoich idoli. Na dodatek jest to marzenie całkiem możliwe do spełnienia, odkąd w tym mieście zakotwiczył Yellow Submarine Hotel.
Businessman Alfie Bubbles stworzył swój pierwszy hotel w oparciu o motywy związane z Batmanem. Sukces przedsięwzięcia skłonił go dalszego podążania tą ścieżką. Od firmy Paramount Pictures odkupił łódź, będącą częścią scenografii do filmu „Polowanie na Czerwony Październik” i zaadaptował ją na potrzeby hotelu.
Zacumowana w doku Albert łódź podwodna z daleka przyciąga wzrok, dzięki swej intensywnie żółtej barwie. Wnętrze łączy psychodeliczny wygląd, meble z lat 60-tych i nowoczesne elementy. W salonie znajdują się płyty The Beatles, skuter pochodzący z filmu „Quadrophenia”, meble z Włoch, Paryża i Nowego Jorku, a apartament wzorowany jest na hotelu Burj Al Arab w Dubaju. Na pokładzie znajdują się trzy sypialnie wyposażone w telewizory 3D, komputery i Wi-Fi. Dodatkową zaletą jest doskonała lokalizacja w centrum miasta, którą doceniają miłośnicy życia nocnego i zakupów. Fani Legendarnej Czwórki mogą zwiedzić Cavern Club, gdzie Beatlesi rozpoczynali karierę oraz zobaczyć rodzinne domy Lennona i McCartneya.
Choć cena noclegu jest dość wysoka, to rezerwacje spływają z całego świata. Nic dziwnego, że Alfie Bubbles już planuje nowe przedsięwzięcia i chce rozszerzać swoją flotę o łodzie wzorowane na Titanicu i Czarnej Perle – statku „Piratów z Karaibów”.
Sen o lataniu
Costa Verde Resort, Kostaryka
Wśród lasów deszczowych Kostaryki, 3 km od miejscowości Quepos, na nadmorskim urwisku, pomiędzy parkiem narodowym a wybrzeżem oceanu położony jest hotel Costa Verde. Już samo usytuowanie sprawia, że jest to miejsce idealne na miesiąc miodowy lub tropikalne wakacje, wśród białych plaż i dziewiczej przyrody.
Ta oaza w dżungli proponuje swoim gościom nie tylko bogate zaplecze spa i pokoje z widokiem na ocean ale też komfortowy nocleg w… samolocie. Wśród koron drzew unosi się w górę czerwony nos Boeinga 727. Samolot, wyprodukowany w 1965 r., w swym poprzednim życiu przewoził globtroterów w liniach lotniczych South Africa Air i Avianca Airlines, by zakończyć swój żywot na lotnisku w San Jose. Na szczęście Manuel Antonio, właściciel Hotelu Costa Verde, uratował go przed złomowiskiem i na pięciu ciężarówkach przetransportował do dżungli. Tam samolot odrodził się jako jumbo hotel. W kadłubie, wspartym na 15 metrowym cokole znajdują się dwie komfortowe sypialnie, łazienka i aneks kuchenny wyłożone starannie drewnem teakowym. Na skrzydle samolotu przysiadł zacieniony taras widokowy, skąd goście, popijając lampkę wina, mogą delektować się widokiem na ocean i podglądać swoich sąsiadów – tukany i leniwce. Idealna sceneria na niepowtarzalne wakacje w miejscu, gdzie ciągle jeszcze małp jest więcej niż ludzi.