So much fun, it’s a crime – takim hasłem Narodowe Muzeum Zbrodni i Kary w Waszyngtonie wabi turystów w swoje progi. Nie mógłby tego samego powiedzieć psychopatyczny Ted Bundy, wabiąc swoje ofiary do „garbusa”, obecnie jednego z najcenniejszych eksponatów Muzeum. Nie przeszkadza to jednak nikomu, by edukacyjną funkcję tego miejsca doprawić odrobiną rozrywki.
Pisaliśmy niedawno o zbliżającym się otwarciu muzeum policji w Poznaniu. W Stanach Zjednoczonych podoba instytucja działa od wiosny 2008 roku. Narodowe Muzeum Zbrodni i Kary w Waszyngtonie powstało jako odpowiedź na fascynację umysłem zbrodniarzy i pracą w organach ścigania, której tak chętnie dają upust twórcy z Hollywoodu. Muzeum zamiast fikcji pokazywać ma jeszcze bardziej fascynujące realia pracy w FBI czy badań CSI.
Możemy tu poznać od podszewki amerykańską historię kryminalistyki, zaczynając od piratów i łotrów wyjętych spod prawa na Dzikim Zachodzie, przez seryjnych morderców i gangsterów, po przestępców w „białych kołnierzykach” ze świata technologii i finansów. Tymczasowe ekspozycje poruszają rozmaite zagadnienia, od filmowych Bonnie i Clyde’a, po kłusowników bogacących się na zabijaniu rekinów.
Samochód psychopaty
Jednym z głównych eksponatów w Muzeum Zbrodni i Kary jest żółtawy volkswagen „garbus” z 1968 roku. Historia tego sympatycznego pojazdu jest prawdziwie makabryczna. W latach 70. i 80. ubiegłego stulecia jego właścicielem był seryjny morderca i gwałciciel, Ted Bundy. Nieznana jest liczba ofiar, które przystojny i pełen uroku osobistego psychopata podstępem zwabił do swojego samochodu, by potem zgwałcić je i zabić (w różnej kolejności). Przed sądem przyznał się do 30. ofiar, których ciała przewoził specjalnie do tego przygotowanym „garbusem”, pozbawionym przedniego siedzenia pasażera.
Teraz krwawy samochód Bundy’ego stoi w Muzeum ku przestrodze. Obok niego możemy przeczytać porady, co należy zrobić, jeżeli ktoś podstępem lub siłą próbuje wciągnąć nas do samochodu oraz jak takich sytuacji uniknąć. Na tym polega edukacyjna i praktyczna rola tego muzeum, w którym nieostrożni mogą dowiedzieć się bardzo wiele o czyhających na nich zagrożeniach. Chociaż historia całkowicie pozbawionego skrupułów psychopaty budzi grozę właściwą zbrodni tego kalibru, program Muzeum w dużej mierze adresowany jest do dzieci.
Muzeum Zbrodni i Kary w dużej mierze celuje w rodziny oraz dzieci, które przyjeżdżają tu ze szkołą. Większość uczniów jest zachwycona tym, co widzą i w czym mogą uczestniczyć. To dla nich przygotowana jest ekspozycja o życiu piratów i przestępców z Dzikiego Zachodu.
W Muzeum mogą wziąć udział w quizie na temat bezpieczeństwa albo spróbować swoich sił w łamaniu kodu do sejfu. Mają szansę zobaczyć więzienną celę i sprawdzić jakie są szanse na ucieczkę, a dla rozluźnienia wziąć udział w symulowanym pościgu. Dzieci, które od adrenaliny wolą pasjonujące badania w laboratorium kryminalistycznym, mogą zapoznać się z procedurą poszukiwania dowodów zbrodni i na przykład spreparować odciski palców. Mogą też na chwilę zasiąść w studiu kultowego w USA programu kryminalnego America’s most wanted, który w tym roku zakończył swoją emisję po 23. latach nieprzerwanej działalności.
Muzeum w lipcu i sierpniu organizuje coś w rodzaju półkolonii dla dzieci od 10 do 14 roku życia, podczas których mogą poczuć się prawdziwymi detektywami.
Każda okazja jest dobra
Muzeum stara się przyciągnąć odwiedzających na różne sposoby, korzystając z różnych nadarzających się okazji. Na przykład dla (pełnoletnich) par przygotowany jest specjalny program na walentynki. Odważni mogą się tam wybrać na Halloween, aby w półmroku doświadczyć obecności duchów skazańców, którzy zostali straceni na elektrycznym krześle. Dobiegną ich różne odgłosy, krzyki i zjawy. Wszystko to doprawione fotografiami zwłok wykonanymi podczas różnych śledztw. Można się naprawdę przestraszyć i przeżyć chwile grozy.
Kontrowersyjne jest jednak to, że Muzeum sięga po świeżą historię prawdziwych zbrodni i dramatów, wykorzystując ją w czysto rozrywkowym charakterze. Elektryczne krzesło, na którym objawiają się zjawy, jeszcze nie tak dawno służyło egzekucjom. Tymczasem widzowie po tej dawce adrenaliny wychodzą z Muzeum zadowoleni, wyznając z ulgą: „Boże, jak się przestraszyłem”.