Oto krótka podróż dookoła świata – tropem największych stadionów naszego globu. Gwarantuję emocje, choć wycieczka na największe stadiony świata absolutnie nie będzie czysto sportowa.

Praski kolos w kulturowym zwierciadle Wełtawy

Niektórzy mogą nie pamiętać, ale największy piłkarski stadion świata nie znajduje się w Brazylii, Hiszpanii czy Italii – stoi on dostojnie w Czechach. Mowa tutaj o praskim Stadionie Strahov, którego trybuny mogą pomieścić aż 250 tysięcy widzów. Budowę czeskiego olbrzyma rozpoczęto już w roku 1926, w pierwotnej wersji miał on drewniane trybuny, które po sześciu latach zastąpiono betonowymi. W komunistycznej historii Czechosłowacji Strahov był dwukrotnie rozbudowywany – działo się to w latach 1948 i 1975.

Gigantycznych wręcz rozmiarów jest płyta główna boiska, która wg oficjalnych danych ma wymiary 310,5 x 202,5 m, co daje powierzchnię prawie 63 tys. m². Posługuję się tutaj suchymi matematycznymi danymi, ale dla zobrazowania powiedzmy, że na płycie głównej mieści się 8 boisk: 6 pełnowymiarowych i 2 o wymiarach futsalowych (halowa piłka nożna).

Nigdy do końca nie wykorzystano potencjału praskiego kolosa. W czasach komunistycznych organizowano tutaj tzw. spartakiady i robiące ogromne wrażenie pokazy gimnastyki synchronicznej. Po zburzeniu Muru Berlińskiego dla Strahova wynaleziono nowe przeznaczenie: zasłynął jako miejsce ogromnych koncertów, głównie zespołów rockowych. Koncertowali tutaj m.in.: The Rolling Stones, Guns N’ Roses, Bon Jovi, Aerosmith, U2, AC/DC, George Michael czy Pink Floyd. Ten ostatni promował w tym czasie (1994 rok) swoją ostatnią płytę – „Division Bell” (słynne „Dzwony Podziału”). Głosów Davida Gilmoura i Richarda Wrighta słuchało wtedy 110 tysięcy ludzi.

Po przemianach ustrojowych stadion zaczął niszczeć, nie udało się znaleźć dla niego właściwego zastosowania. Duże znaczenie miał fakt, że jego ewentualna przebudowa, stworzenie odpowiedniej bazy i infrastruktury (restauracje, hotele), wiązała się z ogromnymi kosztami. Debatowano nawet nad pomysłem zburzenia stadionu, do czego ostatecznie na szczęście nie doszło. Przez pewien czas chodziły słuchy, że stolica Czech będzie się ubiegać o organizację Igrzysk Olimpijskich w 2020 roku. Wtedy Strachov miał zostać przebudowany na nowoczesną wioskę olimpijską. Z powodów finansowych Praga wycofała jednak swoją kandydaturę.

Na początku XXI wieku zadania renowacji stadionu podjął się zasłużony klub piłkarski Sparta Praga, który finansowo wsparły władze stołecznego miasta. Modernizacja zakończyła się sukcesem – obecnie Strahov wykorzystywany jest głównie jako obiekt treningowy, ale znajduje się tutaj również najstarsze w Pradze centrum squasha, kryty basen oraz centrum odnowy biologicznej. Pod stadionem przebiega część praskiej obwodnicy, tzw. tunel strachowski.

Wycieczki do Pragi nie trzeba szeroko reklamować. Mając tak bogatą architekturę i niezliczoną ilość zabytków, stolica naszych południowych sąsiadów należy do najczęściej odwiedzanych miast w Europie. Zabytkowe centrum (znajdujące się zasłużenie na liście światowego dziedzictwa UNESCO), Stare i Nowe Miasto, „królewska dzielnica” Hradczany z przepięknym zamkiem z IX wieku – dawną siedzibą czeskich królów, Most Karola na Wełtawie, ratusze, synagogi, historyczne wzgórza, ponad 20 muzeów, prawie 100 galerii – można wymieniać w nieskończoność miejsca, które w Pradze warto zobaczyć.

W lustrze Wełtawy odbija się ogromny kawałek europejskiej kultury. Strahovský Stadion może wydawać się na tym tle ledwie komunistycznym przeżytkiem – monstrualnych rozmiarów reliktem, z którym nie do końca wiadomo, co zrobić. Dla kibiców sportowych zwiedzenie praskiego kolosa może się jednak okazać nie lada gratką. Zwłaszcza, że na deser czeka Praga – ze swoim urokiem i… przystępnymi cenami.

Rungrado May Day Stadium czyli „ku chwale przywódcy narodu”

Jeśli byliście zaskoczeni faktem istnienia „zapomnianego” Strachova, to fakt istnienia największego czynnego stadionu piłkarskiego na świecie na kontynencie azjatyckim pewnie zaskoczy Was podwójnie. Obiekt o wdzięcznej nazwie The Rungrado May First Stadium (inna nazwa to May Day Stadium) został oddany do użytku 1 maja 1989 roku, podczas wielkiego komunistycznego święta – zawdzięcza temu zresztą swoją nazwę. Na trybunach może ponoć zasiąść 150 tysięcy widzów (wszystkie te miejsca są siedzące). Pomyśleliście, że taki obiekt może znajdować się w Chinach lub Japonii? Pudło – ten gigant to chluba totalitarnej, komunistycznej Korei Północnej.

Wybudowano go w 1984 roku w odpowiedzi na stadion olimpijski w Seulu. Koreańczycy z Południa mogli się wtedy pochwalić obiektem o pojemności około 100 tysięcy widzów. W 1988 roku odbyły się w Seulu Igrzyska Olimpijskie. Władze komunistycznej Korei postanowiły pokazać sąsiadowi swoją potęgę – wznieśli więc stadion… o połowę większy. I to w zaledwie 2,5 roku, podczas gdy ten w Seulu powstawał lat siedem. Wysokość stadionu to ponad 60 metrów, a powierzchnia dachu to rzekomo 94 000 m2 , co dla architektów stanowi wartość niewyobrażalną.

Infrastruktura stadionu robi piorunujące wrażenie – to ośmiopiętrowe zaplecze trybun, gdzie znajdują się m.in. kilkusetmetrowa bieżnia, baseny, sale sportowe, siłownie, gabinety do odnowy biologicznej itp. Rungrado May Day Stadium jest niezwykle malowniczo położony – „wystaje” z wyspy Rungrado na rzece Taedong i z lotu ptaka przypomina odwrócony kwiat lotosu, ulokowany tuż przy korycie rzeki.

Położony w Pjongjang, stolicy kraju (dawniej znanym jako Phenian – w języku koreańskim oznacza płaski teren), bardzo rzadko wykorzystywany jest do celów sportowych. Reprezentacja Korei Północnej najczęściej gra swoje mecze na położonych nieopodal: Stadionie im. Kim Ir Sena albo Yanggakdo Stadium. Ciężko wyciągnąć jakieś dokładniejsze informacje, bowiem Związek Piłkarski Korei Północnej nie posiada własnego adresu e-mail, ani strony internetowej. Dostęp do Internetu jest w tym kraju bardzo ograniczony.

Wiadomo natomiast, że w 1995 roku 190 tysięcy widzów dopingowało na stadionie sportowców podczas… zawodów zapaśniczych, co jest absolutnym i nie do pobicia rekordem w tej dyscyplinie. Pytanie tylko, czy takie powinno być przeznaczenie tak wielkiego obiektu?

Trzeba bowiem wyjaśnić, że w Korei Północnej wielu dyscyplin sportowych się po prostu nie uprawia. W 1987 roku Kim Dzong Il zadecydował, że dalszy rozwój sportu w Korei Północnej pozbawiony będzie współzawodnictwa. Zostanie za to oparty na współdziałaniu, które zapewni społeczeństwu o wiele większe korzyści (idea tzw. Mass Games – gier masowych).

Na Rungrado May First Stadium odbywa się wpisany do Księgi Rekordów Guinnesa Festiwal Arirang (kontynuacja idei gier masowych) – około dwumiesięczne popisy artystyczno-gimnastyczne, celebrujące rocznicę urodzin Kim Ir Sena. Ten, choć od 1994 roku nie żyje, objęty jest w swojej ojczyźnie kultem. Dwa lata wcześniej na stadionie spalono żywcem kilkunastu generałów, którzy planowali zdradzić i zabić dyktatora. W 1998 roku przyznano mu pośmiertnie tytuł „wiecznego prezydenta”, w Korei Północnej stoi ponad 500 jego pomników. Jednym z nich jest 170-metrowa Wieża Idei Dżucze, stojąca w Pjongjang.

Wydaje się, że Rungrado May Day Stadium również jest bardziej pomnikiem niż stadionem sportowym (niedawno nad murawą umieszczono świetlną pajęczynę, w środku której błyszczy czerwony kwiat – symbol wielkiego przywódcy Kim Dzong Ila). Niemniej jednak dziennikarze podają jego nazwę na pierwszym miejscu – w rankingach dotyczących pojemności stadionów piłkarskich. Przez dziurkę od klucza wypada więc podejrzeć tę ogromną ciekawostkę, choćby miała ona być tylko ideologiczną propagandą – symbolem domniemanej potęgi komunistycznej Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej.

W mieście Matki Teresy

Jerzy Ros w „Indyjskich wędrówkach” napisał, że cztery są najpiękniejsze miasta w Indiach – każde związane z inną stroną świata. Tworzą na mapie swoisty romb: stolica Delhi na północy, największa hinduska metropolia – Bombaj, leżąca na Morzu Arabskim – na wyspie Salsette oraz dwa inne porty, położone w kleszczach Zatoki Bengalskiej – Madras na południu kraju i Kalkuta na wschodzie. Z tego ostatniego miasta pochodzi słynna Matka Teresa, założycielka zgromadzenia Misjonarek Miłości, błogosławiona Kościoła Katolickiego, a także laureatka Pokojowej Nagrody Nobla z 1979 roku (z której nota bene finansowe profity oddała biednym). Matkę Teresę zostawmy w tym miejscu w zasłużonym spokoju, powiem za to parę słów o samym mieście.

Kalkuta to stolica stanu Bengal Zachodni, port morsko-rzeczny, położony malowniczo w delcie Gangesu. Co ciekawe, miasto założyli Brytyjczycy, a w 1772 roku Kalkuta została stolicą Indii Brytyjskich. Wielki ośrodek handlowy, przemysłowy, ważny węzeł komunikacyjny, ale także centrum nauki i kultury w tym regionie. Znajdziemy tu liczne zabytki architektury pałacowej i charakterystyczne dla kultury hinduskiej świątynie, wybudowany na planie kwadratu i otoczony wspaniałym, zielonym parkiem „symetryczny” Pałac Wiktorii, nieopodal niego zaś obserwatorium oraz muzeum astronomiczne.

Tych ostatnich jest w Indiach więcej, o słynnym astronomie Dżaj Singhu II i jego królestwie Amber opowiadał w „Prozie z obserwatorium” genialny pisarz iberoamerykański – Julio Cortazar. Sam Dżaj Singh II zbudował kilka obserwatoriów astronomicznych, z czego najlepiej zachowane (Jantar Mantar) znajduje się dzisiaj w Dżajpurze. Zarówno to miasto, jak i astronomiczne budowle, pomagał władcy wznosić niejaki Widjadhar Ćakravarti – inżynier pochodzący z… Bengalu. Jak widać historia wszędzie lubi zataczać koło, bo krótka literacka dygresja jest osadzona swoimi korzeniami gdzieś w okolicach Kalkuty. A tam, warto jeszcze udać się na chwilę refleksji w rejon pięknego anglikańskiego cmentarza, który wtłoczony jest w ciasne towarzystwo wieżowców. Drapacze chmur nie należą zresztą w Kalkucie do rzadkości, podobnie jak we wszystkich pozostałych hinduskich miastach. Inna sprawa, że w każdym z nich nieodłącznie towarzyszą im slumsy – miejsca skrajnej biedy, głodu i ludzkiego nieszczęścia.

W tak rozbudowanym architektonicznie, demograficznie i społecznie mieście stoi stadion Yuva Bharati Krirangan, znany też pod anglojęzyczną nazwą Salt Lake Stadium. Ulokowany jest ok. 10 km od centrum miasta, a na jego trybunach może zasiąść ponad 120 tysięcy widzów. Kilka razy rozgrywała na nim mecze drużyna narodowa i kibice wypełnili wówczas Yuva Bharati Krirangan niemal w komplecie. Ostatnio najczęściej piłkarze Indii grają jednak na stadionie w New Delhi. W Kalkucie gości natomiast nierzadko hinduska reprezentacja… krykieta, bo to (obok hokeja na trawie) w Indiach sport narodowy numer jeden. Stadion wykorzystywany jest oprócz tego do zawodów lekkoatletycznych, a także koncertów muzycznych. Odbywają się tutaj mecze kilku lokalnych klubów piłkarskich.

Swój pożegnalny mecz w barwach Bayernu Monachium rozegrał na Salt Lake Stadium słynny Oliver Kahn – legenda niemieckiej piłki nożnej ostatnich lat. Przeciwnikami Bawarczyków byli wtedy Mohun Bagan AC, klub założony w Kalkucie już w XIX wieku. Bayern wygrał 3:0, a murawa hinduskiego stadionu była ostatnią, na której między słupkami stanął najlepszy piłkarz azjatyckiego Mundialu w Japonii i Korei Południowej z 2002 roku. Historia sportowa również lubi zataczać dziwne kręgi, zapewne nigdy nie przestanie nas czarować.

Krwawymi śladami Hernána Cortésa

Ciudad de Mexico (miasto Meksyk, lub jak kto woli Mexico City – stolica Meksykańskich Stanów Zjednoczonych) zostało założone w XIV w. przez Azteków. Jak podają źródła naukowe, działo się to około roku 1325 na brzegu jeziora Texcoco, po którym dziś pozostały jedynie słone bagna – osuszone przez Hiszpanów. Miastu nadano dźwięczną nazwę Tenochtitlan, co w azteckim języku nahutl (prostym języku) oznacza Kaktusową Skałę (albo Miejsce Owocu Kaktusa).

Dawna stolica Azteków podzielona była na wysepki, leżące na wysokości ponad 2000 m n.p.m., ze stałym lądem łączyły je liczne groble. Poziom wody regulowały specjalnie utworzone tamy, a woda pitna dostarczana z sąsiednich gór przy pomocy sprawnie skonstruowanych akweduktów. Aztekowie potrafili o siebie zadbać. W środku miasta znajdowały się niesamowite pływające ogrody, pałace i zbudowane na bazie kwadratu o boku 300 m gigantyczne centrum ceremonialne. To właśnie tam znajdowało się słynne, znane z wielu obrazów, ilustracji i filmów – Templo Mayor, najważniejsza budowla sakralna Azteków. To tam składano krwawe ofiary z ludzi, by błagać pogańskich bogów o pomyślność i dobre życie dla swojego ludu. Świątynię ukończono w 1487 roku, wtedy też uśmiercono w ramach uczczenia wielkiego wydarzenia ogromną liczbę ludzi. Mówiło się o minimum 3 tysiącach, a niektóre źródła podają zatrważającą liczbę nawet… ponad 80 tysięcy.

Ci, którzy w swoich własnych oczach byli orędownikami ucywilizowania „dzikusów”, czyli Hiszpanie, zakończyli w radykalny sposób te krwawe rzezie. Oto bowiem w 1519 roku sławny hiszpański konkwistador Hernán Cortés przybył z żołnierzami do Tenochtitlan i po dwuletnim okresie morderczych, zaciętych walk „zaprowadził porządek” w miejscu pogańskiego kultu… zrównując miasto z ziemią. Na miejscu ruin powstało nowe miasto – właśnie Ciudad de Mexico. Szacuje się, że na początku XVI w. Tenochtitlan zamieszkiwało ok. 200 tysięcy ludzi, co czyniło je jednym z najbardziej ludnych na świecie.

Prawie pół wieku później na cześć starego miasta, jego legendy, dawnej świetności i ludzi, którzy w nim polegli, wybudowano Estadio Azteca. Stadion Azteków powstał z myślą o Igrzyskach Olimpijskich w 1968 roku, rozgrywano na nim wówczas mecze turnieju piłkarskiego. To na tych Igrzyskach złote medale zdobyli nasi mistrzowie, m.in. lekkoatletyczna multimedalistka Irena Szewińska, bokser Jerzy Kulej czy ciężarowiec Waldemar Baszanowski (obaj panowie obronili złote medale sprzed czterech lat z Tokio). Projektantami stadionu byli dwaj Meksykanie: architekt Pedro Ramírez Vázquez – autor niezliczonej ilości budowlanych arcydzieł na całym świecie oraz Rafael Mijares Alcérreca – architekt i malarz.

Stadion Azteków mógł pomieścić 130 tysięcy widzów, po przebudowie w 1990 roku jego pojemność nieco spadła, ale oficjalne 114 465 miejsc to i tak czołowa „piątka” wśród największych stadionów globu. Kibicom znany jest jako arena piłkarskich Mundiali: w 1970 i 1986 roku. To tutaj Puchar Świata wznosił słynny Brazylijczyk Pele, to tutaj do historii futbolu przeszła popularna „fala meksykańska”, to wreszcie tutaj „boski” Argentyńczyk Diego Armando Maradona wbił w ćwierćfinale pamiętnego gola ręką Anglikom, prowadząc reprezentację „Albicelestes” do drugiego tytułu mistrza świata. Estadio Azteca do dziś jest areną, na której swoje boje toczą piłkarze reprezentacji gospodarzy. Gromkie „Mexico, Ra, Ra, Ra!” rozbrzmiewa po dziś dzień, budząc do życia zastępy duchów azteckich przodków.

Pół miliona ludzi wkoło, a w środku ryk silników

Indianapolis to stolica stanu Indiana, a zarazem największe jego miasto, należące do hrabstwa Marion. Indiana jest terenem równinnym, to nizina Missisipi pierwotnie zamieszkiwana przez Indian grupy algonkińskiej – Delawarów, niegdyś jednych z najpotężniejszych indiańskich plemion. Jeszcze nie tak dawno sądzono, że plemię to posiadało w swoich czasach najbardziej rozwinięte pismo obrazkowe. Dowodzić tego miała odnaleziona w XIX w. kronika plemienia Walam Olum, której dzieje okazały się mistyfikacją i zakończyły historyczną aferą. Honorowym obywatelem Indianapolis jest nasz Krzysztof Krawczyk, baryton urodzony w Katowicach, jednak to nie on jest największą chlubą amerykańskiego miasta.

Tutaj bowiem znajduje się największy czynny obiekt sportowy świata. To przyprawiający o szybsze bicie serca fanów motoryzacji Indianapolis Motor Speedway – tor wyścigowy położony na przedmieściach. Na trybunach stadionu zawody może oglądać aż 257 tysięcy widzów (a biorąc pod uwagę także miejsca znajdujące się wewnątrz toru, będzie to już prawie 400 tysięcy widzów).

Indianapolis Motor Speedway ma ponad stuletnie tradycje. Pierwsze wyścigi odbyły się tutaj 14 sierpnia 1909 roku. Dwa lata później miała miejsce premierowa edycja słynnego Indianapolis 500, czyli wyścigu samochodowego na dystansie 500 mil. Od 1994 roku ścigają się na tym torze kierowcy NASCAR, natomiast w 2008 roku pojawili się na Indianapolis Motor Speedway rywalizujący w serii MotoGP zawodowi motocykliści.

Na prostokątnym torze Indianapolis Motor Speedway ścigali się również kierowcy Formuły 1 (wewnątrz toru przygotowano specjalną trasę). W latach 2000-2007 pięciokrotnie wygrywał tutaj najbardziej utytułowany kierowca F1 – 7-krotny mistrz świata, Niemiec Michael Schumacher. Hymnów swoich krajów odsłuchali też podczas dekoracji na Indianapolis Motor Speedway: dwukrotny mistrz świata – Fin Mika Hakkinen, czempion z 2008 roku – Brytyjczyk Lewis Hamilton, a także prawie 40-letni Rubens Barrichello z Brazylii, który w 18-letniej karierze zaliczył ponad 300 wyścigów w Grand Prix Formuły 1, co jest absolutnym rekordem. Brazylijczyk wciąż jest czynnym kierowcą, więc wiele wskazuje na to, że będzie w stanie wyśrubować ten wynik do nieprawdopodobnych granic.

Kultura, sport i turystyka mogą chodzić w parach. Na świecie jest nieskończona ilość historii do opowiedzenia i niepoliczalna liczba miejsc, do których warto się wybrać. Nie wszystko można obejrzeć na własne oczy, czasem warto więc przestawić dźwignię wyobraźni na relatywnie wyższe obroty. Posłuchać ciekawych opowieści, jakie snuje świat, zajrzeć za kulisy sławnych miejsc, poznać związane z nimi prawdziwe historie, ale i mity. Jak widać, pretekstem może być nawet wyprawa śladem największych stadionów świata. Jeśli chcecie więcej takich podróży, zapnijcie pasy i dajcie znać – jest sporo do opowiedzenia.

3 KOMENTARZE

  1. Bardzo fajny tekst! Tez nie mialem pojecia, ze stadion w Pradze jest najwiekszy na swiecie. Pierwsze, co do glowy przychodzi kibicowi pilkarskiemu to z pewnoscia „maracana”. Swietnie mi sie czytalo ten artykul i chociaz bardzo jestem zaznajomiony z tematem aren sportowych to jednak dowiedzialem sie wielu nowych rzeczy ;)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here