Kupno biletu w kolejowej kasie wcale nie oznacza, że za kwotę która widnieje na blankiecie uda nam się spokojnie dotrzeć do celu. Za błąd kasjera dopłacimy jeszcze w pociągu u konduktora.
Pani Monika jechała z Krakowa do Poznania pociągiem kolejowej spółki Przewozy Regionalne. Bilet kupiła znacznie wcześniej na stacji Wieliczka. Tak, tak, też byśmy byli spokojni. Przecież mamy w ręku wcześniej kupiony bilet, wsiadamy do pociągu i oddajemy się ponad 7. godzinnej podróży.
– Dzień dobry, poproszę bilety do kontroli – znane wszystkim słowa padają z ust konduktora. Pani Monika wyciąga wcześniej kupiony bilet, za który zapłaciła 42zł. Na blankiecie widnieje jeszcze informacja, iż pasażer pokonuje trasę liczącą 396 km.
Szybko okazuje się, że trasa z Krakowa do Poznania wg konduktora wcale nie liczy 396 km, a … 408. Nagle w kilka dni Poznań oddalił się od Krakowa o 12 km. – Czy ja przegapiłam jakieś sensacje geograficzne? – zastanawiała się pani Monika. Nie, oba miasta w dniu zakupu i w dniu podróży dzieliła ta sama odległość, ale nie wg Przewozów Regionalnych. Pani Monika musiała dopłacić wg nowego taryfikatora 2 zł i dodatkowe 5 zł za przysłowiową przysługę konduktora, czyli tzw. opłatę manipulacyjną. Konduktor był przy tym bardzo nieuprzejmy. Sugerował, jakoby to pasażer ma wiedzieć ile kilometrów powinno widnieć na bilecie i nie chciał słyszeć o jakichkolwiek błędach kasjera. Co ciekawe, w tym samym pociągu taki sam los spotkał też kilka innych osób. Nie był to więc odosobniony przypadek czy błąd pojedynczego kasjera.
Jak to się stało, że kasjer wystawił bilet na inną odległość? Tego rzeczniczka Przewozów Regionalnych nie chciała nam zdradzić. Obiecała jednak, że wszystkim pasażerom zostanie zwrócona opłata manipulacyjna w wysokości 5 zł. Jak czytamy w przesłanym do nas emailu, „Spółka Przewozy Regionalne serdecznie przeprasza wszystkich podróżnych za zaistniałe okoliczności i obiecuje dołożyć starań, aby w przyszłości nie zdarzały się przypadki, w wyniku których nasi klienci narażeni są na niedogodności związane z błędami w pracy naszego personelu.”
– Wg mnie, jeśli bilet został źle wystawiony przez kasjera, konduktor nie powinien w ogóle pobierać jakichkolwiek dodatkowych opłat. Jeśli to robi, ewidentnie za każdym razem pokazuje, że odpowiedzialność za błąd kasjera ponosi pasażer, a nie Spółka – kwituje odpowiedź rzecznika pani Monika. Wtóruje jej miejski rzecznik konsumentów, pan Marek Jańczyk: – Żądanie dopłaty w takiej sytuacji jest całkowicie bezpodstawne. Zakup biletu stanowi potwierdzenie zawarcia zawarcia umowy i jakiekolwiek zmiany treści umowy, w tym ceny usługi wymagają zgody obu stron. Ewentualne pomyłki w oznaczeniu ceny nie mogą obciążać konsumenta, chyba że umowa została zawarta pod wpływem błędu (art. 84 k.c.), co w opisanej sytuacji oczywiście nie miało miejsca.
– A co gdybym nie miała przy sobie gotówki? – pyta dalej nasza podróżniczka. Takie praktyki są przede wszystkim niezgodne z prawem. Sprawę będziemy monitorowali, gdyż znalazła ona swój finał u miejskiego rzecznika konsumentów, który już wcześniej zgłaszał takie działania Urzędowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Komentarz od redakcji
Postawa konduktora wskazuje, iż pasażer udający się w podróż powinien wcześniej spędzić przynajmniej kilka dni na studiowaniu trasy, którą pokonuje. Powinien w szczegółach znać odległości między miastami i umieć w takim samym stopniu obsługiwać system w jaki robi to kasjer, by móc go skontrolować. Za błędy pracowników Przewozów Regionalnych odpowiedzialność ponosi pasażer. Można przepraszać i obiecywać poprawę, ale słowa rzecznika brzmią jak wytarta formułka, którą powtarza się jak mantra przy każdej reklamacji, a konduktorzy jacy byli, tacy zostaną.
Szkoda tylko, że nikt nie bierzę pod uwagę że gdyby konduktor przymknął na to oko, a trafiłby na jakiegoś kontrolera z zewnątrz – on miał by nieprzyjemności z tego powodu. On tylko swoją pracę wykonuje. A każdy może złożyć reklamację, konduktor na pewno poświadczy na odwrocie biletu, że był błędnie wystawiony.
Nie jest prawdą, że pasażer ma obowiązek znać jakiekolwiek odległości, taryfy itd. Kupując bilet zawiera umowę przewozu ze spółką, która mu ten bilet sprzedaje i nawet jeśli kasjer się pomyli i np. policzy za mało – to trudno, traci spółka!
Konduktor może sobie gadać co chce. Po prostu żądamy spisania protokołu. Walimy pismo do zarządu odpowiedniej spółki i… oprotestowujemy bandytyzm w biały dzień.
Ja w analogicznej sytuacji otrzymałem piękne przeprosiny od PKP IC i jeszcze anulowanie całego kosztu przejazdu z Nowego Sącza do Warszawy. Ale zrobiłem zadymę na 102. Pani w kasie w Nowym Sączu wystawiła mi dla dzieci bilety ze zniżką, która, jak się okazuje ich nie obejmowała. Konduktor IC też próbował mi wciskać, że to ja mam wiedzieć, jaka jest taryfa. Poprosiłem o okazanie stosownego przepisu. Wyjął jakąś książeczkę i przeczytał, że „… wystawia się bilety według itd.” Na co ja zadałem pytanie: kto wystawia bilety? No? No.. pani w kasie. No więc czy z tego wynika, że ja muszę cokolwiek wiedzieć na temat taryfy? NIE!!!
Tyle, że wielu ludzi w post-PRLu ciągle nie rozumie, że to klient ZAWSZE ma rację i żaden pan konduktor nie może nam wciskać ciemnoty, jeśli wina ewidentnie leży po stronie wystawiającego bilet. Amen.
@ Krzysztof
Masz absolutną rację!
@ Cinek
Mnie nie interesują wewnętrzne potyczki Przewozów Regionalnych. Ktokolwiek, czy kontroler czy konduktor, nie ma prawa żądać żadnych dopłat, bo bilet jest świętą umową i z jakiej racji pasażer ma brać odpowiedzialność za błędy kasjera, płacić, później pisać reklamacje, tracić czas i na końcu czytać mantrę że przepraszają. Niech nie przepraszają, tylko czynią zgodnie z prawem.
To jeszcze nic. Kiedyś w PKP konduktorzy kazali w takich przypadkach kupować cały nowy bilet po wyższej cenie, a o refundację starego można było się ubiegać dopiero na dworcu. Widać nic przez ostatnie 2-3 lata się nie zmieniło, tyle że teraz tylko dopłaca się różnicę w cenie. Jak nie przestrzegali przepisów, tak tego nie robią do dziś. Chcemy DB na polskich torach!