Kopenhaga może się na pierwszy rzut oka nie wydać szczególnie ekscytującym miastem. Trudno zakochać się w niej od pierwszego wejrzenia. Jednak jeśli troszeczkę sie wysilimy, to odkryjemy, że za tym, z pozoru chłodnym, obliczem kryje się całkiem przyjazne miasto. Kopenhaga to nie Rzym i nie Paryż, nie obezwładnia swoją marką i popularnością, jednak moim zdaniem, jak ulał pasuje do niej określenie „urocza”.
Retro karuzele…
Nasz spacer po Kopenhadze zaczniemy koło głównego dworca kolejowego, w pobliżu którego najprawdopodobniej będzie położony nasz hotel w Kopenhadze. Pierwsza atrakcja naszego spaceru mieści się tuż obok, jest to park Tivoli, który w tym roku obchodzi swoje 170 urodziny. Uwaga – znajdziemy tutaj najwyższą karuzelę na świecie, typu tzw. „chairoplane” na wysokości 80 metrów. Poza tym Tivoli to koncerty, pokazy artystyczne i piękne ogrody. Sam park rozrywki jest raczej uroczo staromodny, więc dzieci wychowane na najnowocześniejszych karuzelach mogą się poczuć rozczarowane. Miłośnicy retro – na pewno nie.
…Piwo…
Z parku ruszamy w kierunku Ratusza (Radhaus). Na Placu Ratuszowym zastaniemy ulicznych grajków i piwiarnie. Piwo pije się w Kopenhadze zawsze i wszędzie, co łatwo zrozumieć – jest smaczne. Popularne Faxe, Tuborgi i Carlsbergi smakują lepiej „u źródła”, a poszukujący czegoś niezwykłego powinni spróbować któregoś z czekoladowych, lub owocowych, czy też nawet konopianych piw. Najlepiej zakąsić Smorrebrod, czyli ciemnym chlebem z rybą, krewetkami, lub innym obkładem. Jeśli browary to nie jedyny powód naszej wizyty w Kopenhadze, to możemy też chcieć zwiedzić też budynek Ratusza. Wystrój nie rozczarowuje, natomiast wspinanie się na wieżę zostawiam szczególnym zapaleńcom.
Z Placu, zgodnie z logiką zwiedzania należy ruszyć na ulicę Strøget, czyli turystyczny deptak Kopenhagi. Zmierzamy w kierunku placu Kongens Nytrov, na którym znajduje się między innymi gmach Opery Królewskiej i zejście do przystani. A pod numerem 8 mieści się tu słynna restauracja Geist, która może do najtańszych nie należy, ale za sprawą swojej kuchni ściąga tropicieli wyjątkowych smaków z całego świata. Po obiedzie (lub wciąż na głodniaka) wypada zwiedzić przystań i rzucić okiem na rezydencję królewską.
…I miejscowe symbole
Na nabrzeżu napotkamy też jeden z symboli Kopenhagi, czyli fontannę Gefion, przedstawiającą taką Matkę-Dunkę. Poganiająca byki kobieta jest, jak głosi legenda, założycielką kraju. A byki to jej synowie, przy pomocy których zaorała ziemię pod przyszłą Danię. Jak już jesteśmy przy miejscowych symbolach, to nie sposób pominąć ulicy Langelinie, którą dojdziemy do najważniejszego z nich – kopenhaskiej rusałki.
A jeśli koniecznie chcemy zobaczyć Kopenhagę z góry, to zamiast wieży ratuszowej polecam Rundetaarn – widok lepszy i wspinaczka łatwiejsza, bo nie trzeba się wspinać po schodach, na górę prowadzi nas zwykła pochyła spirala. Wielbiciele czerwonej dachówki na pewno będą mieli czym nacieszyć oczy z góry.
Na spokojny finisz spaceru polecam park Rosenborg Have otaczający zamek Rosenborg. Nie jest tak tak hałaśliwy, jak Tivoli, można się tu przespać na ławeczce, lub poszukać pomnika Andersena (który wcale nie tak łatwo jest znaleźć).
Pisząc o Kopenhadze nie sposób pominąć Christianii, czyli samowystarczalnego hippisowskiego osiedla, które powstało w latach 70-tych na dawnych terenach wojskowych. Społeczność squattersów próbuje tu, z różnym skutkiem, stworzyć coś na kształt utopii. Christniania to jednak temat na kolejny, obszerniejszy tekst. Zainteresowani tematem powinni to miejsce koniecznie odwiedzić. Pamiętajmy jednak, że tubylcy niekoniecznie powitają nas z otwartymi ramionami, bo chyba mają już trochę dosyć grup turystów przewijających się przez osiedle.