Uroczystości beatyfikacyjne Jana Pawła II mają przyciągnąć do Rzymu dwa miliony osób. Dla wielu firm turystycznych to dobra okazja do tego, aby podnieść ceny i zarobić w tym okresie więcej. Jak nie dać się oszukać i na co zwracać uwagę przy wyborze organizatora wyjazdu?

Od momentu ogłoszenia daty beatyfikacji w segmencie turystyki religijnej aż wrze. Polskie firmy turystyczne przygotowały specjalne oferty wyjazdu, zachęcając podróżnych do jak najszybszego podejmowania decyzji. Wśród ofert nie brakuje wyjazdów bez noclegu, z posiłkami na własny koszt, ale z kuriozalną gwarancją wejścia na Plac św. Piotra, który jest w stanie pomieścić zaledwie 150 tys. pielgrzymów. Pomimo nieciekawych warunków ceny nie są niskie.

Jak będzie? Trudno przewidzieć

Polska Izba Pielgrzymkowa apeluje o dokładne przyjrzenie się ofertom i zachęca do wyjazdów organizowanych przez biura, które są w niej zrzeszone. Grzegorz Koziarski, właściciel biura podróży „Droga” zapewnia, że może być i tanio i dobrze. A na uroczystościach beatyfikacyjnych nie powinno się zarabiać kokosów. Fakty są jednak takie: od momentu ogłoszenia daty beatyfikacji nie znajdziemy w tym okresie już tanich lotów do Rzymu. Ceny usług podniosły również firmy autokarowe oraz włoscy hotelarze. Ci ostatni nawet dwukrotnie.

– Jak będzie w samym Rzymie naprawdę nie wiadomo. Nikt z nas nie jest w stanie powiedzieć, ile ludzi tak naprawdę dojedzie i jaka będzie organizacja – podkreśla Grzegorz Koziarski. – Mogę się tylko odwołać do doświadczenia z pogrzebu Jana Pawła II, gdzie wszystko wyszło nadzwyczaj dobrze. Nikt się nie zgubił, nikt nie zachorował. Wszyscy dojechali na miejsce na czas. Nasze autokary dojechały nawet pod sam Watykan.

Beatyfikacja nie dla wszystkich

Były jednak i takie, które dotarły jedynie do obrzeży Rzymu. Później podróżni musieli skorzystać z komunikacji miejskiej, a ta w ofertach biur podróży nie zawsze wliczona jest w koszt wyjazdu.

W zatłoczonym mieście wysoce prawdopodobne są problemy z poruszaniem się, dlatego Grzegorz Koziarski nie ukrywa: – Może będzie trzeba spory kawałek przejść pieszo przez całe miasto.

Nie każdy może czuć się na siłach, żeby pojechać, czy już na miejscu wziąć udział w nocnym czuwaniu z 30 kwietnia na 1 maja.

– Nie można nikogo na siłę namawiać, pojedź, bo będzie to, tamto, obiecywać nie wiadomo co. Może być bardzo różnie. Trzeba mówić ludziom jak jest – podkreśla Koziarski.

To szczególnie ważne w przypadku wyjazdów organizowanych dla grup seniorów oraz osób niepełnosprawnych. Należy sobie dokładnie przemyśleć, czy taki wyjazd to jednak nie za duże wyzwanie.

Porównaj zanim wybierzesz

5-dniowy wyjazd autokarowy do Rzymu w terminie 29.04 – 3.05. 2011 w biurze podróży „Droga” kosztuje 830 złotych. Cena zawiera przejazd autokarem klasy Lux, 3 noclegi w hotelach (pokoje 2-3 osobowe z łazienkami), 3 śniadania i 3 obiadokolacje, ubezpieczenie KL i NW, opiekę pilota oraz opiekę duszpasterską.

Dla porównania, w biurze podróży Itaka zapłacimy za 5-dniową wycieczkę z Warszawy z noclegiem w pokoju dwuosobowym 1421 złotych. W cenie znajdują się 2 noclegi w pokojach 2 osobowych, 2 śniadania i jedna obiadokolacja, przejazd luksusowym autokarem, ubezpieczenie KL i NW oraz opieka pilota. Do kosztu wyjazdu musimy jednak doliczyć bilety wstępu oraz lokalnych przewodników (oprócz uroczystości beatyfikacyjnych w programie jest zwiedzanie) w cenie 20 euro oraz bilety komunikacji miejskiej, za które zapłacimy 6 euro.

Na iście spartańskie warunki muszą się przygotować zainteresowani ofertą poznańskiego biura Funclub. W cenie 699 złotych zapewnia nam jedynie przejazd luksusowymi autokarami oraz opiekę pilota. Za ubezpieczenie zapłacimy 20 złotych za osobę, za komunikację miejską w Rzymie 10 euro. Ponadto Funclub nie gwarantuje nam ani wyżywienia, ani noclegu w hotelu w czasie czterodniowego wyjazdu, czyli od 29 kwietnia do 2 maja.

Spartańskie pielgrzymowanie

Co niektórym pielgrzymom od razu nasunie się pytanie, dlaczego gdy jeden proponuje coś za mniej, inny daje za więcej. Otwarta pozostaje również kwestia, gdzie się umyć i gdzie przespać, gdy touroperator nie zapewnia noclegu.

– Są parkingi i postoje toaletowe – rozwiewa wątpliwości Grzegorz Koziarski.

Warto się jednak zastanowić, czy gdy różnica w cenie wynosi 131 złotych bez uwzględnienia kosztów dodatkowych, nie warto zadbać o minimum komfortu i tę kwotę dopłacić. Biurom podróży zdarza się wprowadzać w błąd podróżnych, zapewniając ich o tzw. noclegu rzymskim. W praktyce nie oznacza to często noclegu w Rzymie, ale w promieniu 200 km od miasta. Wiąże się to z ryzykiem nie dojechania na czas.

Według Koziarskiego nocleg rzymski jest właściwie niepotrzebny: – Przyjeżdżamy z północy Włoch prosto do Rzymu wieczorem 30. kwietnia na nocne czuwanie, bo i tak nikt nie będzie chciał, jeśli jest prawdziwym pielgrzymem, brać tego noclegu. Jesteśmy gdzieś w Rzymie to nie jesteśmy na noclegu. Po co mamy płacić za nocleg, na którym nie jesteśmy. Plac św. Piotra otwierają już o piątej rano.

Kto pierwszy ten (nie) lepszy

Czy zainteresowani wyjazdem naprawdę powinni się spieszyć?

– Wbrew temu, co mówiono na początku, żeby się szybko zgłaszać, hotele są, nawet te rzymskie. To tylko kwestia ceny – mówi Koziarski.

Ceny mogą spaść. Dużo większy problem jest jednak z autokarami. Termin beatyfikacji jest niefortunny. Nie tylko Włosi mają wtedy swoje pierwszomajowe święto, ale i Rosjanie.

– Nie uświadamiamy sobie, że mnóstwo polskich autokarów w tym czasie wozi grupy rosyjskie, że setki polskich autokarów przekracza granicę w Brześciu, jedzie na dworzec do Brześcia, bierze grupy rosyjskie, które tam przyjeżdżają pociągiem i wiozą te grupy dalej na zachód Europy – wyjaśnia Koziarski.

To nie tylko klient stały, który wraca co roku, ale i o większym budżecie. Być może dodatkowe autokary nie będą jednak potrzebne – początkowe zainteresowanie obecnie osłabło.

Na wyjazdach na beatyfikację można jednak zarobić. Niektóre biura podróży zarobią na czysto 230 złotych od klienta.

– Chciałbym tyle mieć, ale nie o to chodzi – mówi Koziarski – W każdej dziedzinie działalności gospodarczej liczy się to, żeby klient wrócił. Do swoich wyjazdów ani nie dopłacam, ani nic nadzwyczajnego z tego nie mam – dodaje.

Trudno oczekiwać od biur podróży, żeby dokładały do tego interesu, ale można oczekiwać jednego: uczciwości i rzetelnie przedstawionej oferty. Wiele zależy jednak od samych pielgrzymów, którzy sami sobie muszą zadać pytanie, jakich oczekują warunków i jaką cenę są w stanie za nie zapłacić. Pomóc ma im w tym strona stworzona przez Polską Izbę Pielgrzymkową www.santosubito.travel. Prawdopodobnie padła ona jednak ofiarą hakerów i obecnie nie można z niej skorzystać.

5 KOMENTARZE

  1. Byłam z Panem Koziarskim w Wilnie. Bałagan, zmiana hotelu dla części uczestników z zaskoczenia, brak szczegółowych informacji o programie, spóźnianie się autokaru pod hotel (ostatniego dnia 25 min na mrozie), traktowanie mocno dorosłych uczestników wycieczki jak niedorozwiniętych dzieci z podstawówki, przyspieszenie wyjazdu z Wilna bo „jedna pani musi zdążyć na pociąg”, wykłócanie się z protestującymi przez mikrofon w autokarze, a na koniec niesmaczny i chamski dowcip o zębach siostry Edyty, która nas oprowadzała po zespole klasztornym. A zwiedzenie- głównie kościoły.

  2. Od lat jeździmy wspólnie kilkunastoosobową, zgraną grupą. Nigdy nie mieliśmy żadnych konfliktów ani problemów. Jesteśmy osobami wesołymi i zgodnymi. Tym razem byliśmy na Litwie w 15 osób. Niestety pilotujący grupę, bardzo niechlujny z wyglądu, p.Grzegorz Koziarski robił wszystko, żeby nam zepsuć wspaniały pobyt. Brak mi słów dla określenia jego skandalicznego zachowania, któremu w dodatku przyklaskiwało kilka starszych samotnych pań z naszej wycieczki. P.Koziarski wykazywał się nieustannie brakiem kultury, niezaradnością i brakiem dbałości o podległych mu turystów. Podam tylko kilka przykładów: Gdy – bynajmniej nie namolna – turystka zapytała, czy może on przypomnieć program na dziś – od powiedział: „dostała pani wydrukowany program!” – i nic więcej. Na kolejne pytania, kiedy kończy się zwiedzanie, gdzie mamy się spotkać i.t.p. padała zawsze standardowa odpowiedź – „powiem państwu we właściwym czasie”. Jego opowieści na tematy historyczne porażały stronniczością, okraszaną egzaltowanym głosem i nieustannym drwiącym śmiechem.
    W wileńskim hotelu na śniadaniach spotykaliśmy inna polską grupę. Odwiedzał ją nieustannie ich pilot – i słuchając jego starannych i składnych informacji zazdrościliśmy im, nam takich informacji nie podano ani razu. Tamta grupa szła z pilotem pieszo z centrum do hotelu – by zapoznać się z dość krótką drogą. My do takiej wiedzy musieliśmy dojść sami, a p. Koziarski nieustannie traktował nas jak grupę przedszkolaków, którzy musza stawać na baczność i pokornie słuchać jego poleceń.
    Zaproponowaliśmy zboczenie 3 km do znanego supermarketu – p Koziarski arogancko stwierdził, że nigdzie nie będzie zbaczał. Dopiero po długich próbach przekonania go poinformował nas, że filia tego marketu jest w pobliżu hotelu.
    Przy kolejnym wsiadaniu do autobusu nasze miejsca zajęli inni turyści. P. Koziarski mimo iż od początku wiedział, że jesteśmy zwartą grupą i mimo naszych stanowczych próśb nie zrobił nic, abyśmy mogli usiąść wspólnie – w dowolnym miejscu autobusu, musieliśmy jechać rozrzuceni po całym autobusie, mając wspólne prowianty, wspólne tematy rozmowy, nawet dzieci musiały siedzieć daleko od rodziców.
    Planowe zwiedzanie Wilna ograniczało się do cmentarza na Rossie, muzeum Mickiewicza i niezliczonej ilości kościołów, które zaczęły z czasem nużyć i zlewać się w jedno… Większość ciekawych miejsc i muzeów musieliśmy odnaleźć i zwiedzić sami…
    P. Koziarski samowolnie skrócił wycieczkę przyspieszając powrót – rzekomo na prośbę kilku osób, mimo naszych stanowczych protestów. Na nasze protesty odpowiadał przecząco – a po pewnym czasie zaczął twierdzić, że tych protestów nie słyszał. Wycieczka liczyła dwa autobusy i można było bez problemu wysłać jeden autobus zgodnie z planem i umożliwić nam przesiadkę do niego. Jednak p. Koziarski zorganizował to tak, że uniemożliwił nam przesiadkę. Na nasze protesty zaczął głośno krzyczeć (i to na uczęszczanej ulicy Wilna!) na przedstawicieli naszej grupy i wręcz grozić jakimiś urojonymi konsekwencjami.
    Po wspaniałym klasztorze w Pożajściu oprowadzała nas starsza, spracowana, bardzo sympatyczna siostra. Jak większość ludzi na Litwie nie miała zębów w najlepszym stanie. W drodze powrotnej, p. Koziarski zażartował z niej przez mikrofon w sposób skandalicznie chamski i okrutny: „nie będę się państwa pytał, ile jeszcze zębów ma siostra X” – co nas po prosty zaszokowało, a spotkało się z radosnym rechotem wspomnianego kółka adorujących go pań. Nasz wniosek jest jasny – z tym człowiekiem NIGDY WIECEJ, za żadne pieniądze nie chcemy mieć do czynienia…

  3. Odradzam podróże z biurem Droga Grzegorz Koziarski. Pojechaliśmy do Wilna na Kaziuki,bo bardzo chcieliśmy je zobaczyć. Biuro było polecone. Nic bardziej błędnego! Zgadzam się w zupełności z moimi przedmówcami. Zwiedzanie w ciągu jednego przedpołudnia kilku kościołów w Wilnie przyprawiło nas o zawrót głowy. Brak informacji o poruszaniu się po mieście, zwłaszcza dla tych osób, które pojechały do Wilna po raz pierwszy. Na wstępy do muzeów (czytaj kościołów)zebrał p. Koziarski od nas po 50 litów i nawet werbalnie nie rozliczył się z kosztów. Na koniec usłyszeliśmy słowa: jak się nie podoba to obok jest dworzec kolejowy. Byłam na wielu wycieczkach, ale z takim brakiem kompetencji i poszanowania klienta spotkałam się po raz pierwszy. Nigdy więcej nie skorzystam z biura Droga-Grzegorz Koziarski.

  4. Minął już tydzień od mojego powrotu z wycieczki pod nazwą „WILNO”, w terminie od 3 marca do 6 marca 2011 r., zorganizowanej przez Biuro DROGA , z siedzibą ul. Bracka 5, 00-501 Warszawa, reprezentowane przez Pana Grzegorza Koziarskiego, koncesja nr 590, członek Warszawskiej Izby Turystycznej.
    Cóż, najważniejsze, że wszyscy wróciliśmy szczęśliwie i zdrowi, choć moglibyśmy powrócić jeszcze w pełni szacunku dla organizatorów z biura podróży, by Wszystkim innym – na pytanie, jak tam w Wilnie było…?! rzec miło…
    Niestety, wyrazy podziękowań należą się tylko naszej Przyjaciółce , która tak, jak ja chciała wraz z nasza grupą ujrzeć Wilno, poznać tradycje jarmarku „Kaziuki” i zachęcała nas do wyjazdu, łącznie z przyjęciem na siebie wszelkich formalności, w czym jak zwykle się spełniła… abyśmy mogli znów pobyć razem w pełni wrażeń i przeżyć…
    I choć jesteśmy, jak widać po wpisach przedmówców bardzo rozgoryczeni, to jednak do Wilna i „na Kaziuki” warto, ale może z naszą tylko grupą…
    Uważam, że najłatwiej i obiektywnie jest opisać to, co mnie uraziło bez emocji, czyli teraz i tu.
    Stanowimy grupę kilkunastu osób i byliśmy już na kilkunastu wspólnych wycieczkach, a nie jest to proste znaleźć wspólny termin i czas na wojaże…a o Wilnie marzyliśmy od dawna i gdy stało się….jedziemy!!!, to okazało się, że…
    Niestety, ale pilot nie zagwarantował nam:
    – przydziału miejsca w autokarze, obowiązującego w ciągu całego uczestnictwa w wycieczce,
    – punktualności, co odnosi się do przestrzegania określonej godziny zbiórki, a oczekiwanie na autokar w trzeci i czwarty dzień przedłużyło się od 15 – do 25 minut,
    – rzetelności , dotyczącej wytyczonej trasy zwiedzania, która jednak odbyła się według programu, choć w ciągu dnia ulegała nagłym zmianom, a potem jednak powracała do wcześniejszych ustaleń, więc np. w dniu 5 marca nie wiedziałam, czy już wreszcie wracamy „na Kaziuki” na godz. 15-tą, czy jeszcze jednak zwiedzamy Ponary, bo miejsce martyrologii z okresu II wojny było raz w planie w drodze powrotnej (według nagłych, zwrotnych ustaleń przez p. G.K – pilota)…a w programie widniało jako w trzecim dniu…
    Dodatkowo, zmieniono nam miejsce zakwaterowania w dniu dojazdu do celu i skrócono nam pobyt w Wilnie w ostatnim dniu o całą godzinę…
    Właściwie, podczas wycieczki w ogóle odczuwaliśmy, że jesteśmy podzieleni na dwie grupy i to nie wynikało z podziału na dwa autokary.
    Jednocześnie, jako ta druga grupa, byliśmy stawiani przed faktem, że np. już ustalono z innymi, że to my wracamy z Wilna o godzinę wcześniej, z częścią osób, które nie chcą przebywać w Wilnie do godz. 13-tej, a drugi autokar jest już w pełni zarezerwowany dla tych „wybranych”, czym straciliśmy 1 godzinę pobytu na jarmarku….Żadne zmiany, czy przedłużenie i nam pobytu nie było możliwe i według p. Grzegorza Koziarskiego nie było konieczne, mieliśmy się dostosować, do tych, którzy nagle się w autokarze znaleźli, choć wcześniej z nami nie podróżowali i w dodatku w części zajęli nasze miejsca w drodze powrotnej…Nasze zdanie w ogóle nie liczyło się i ostatnia rozmowa, dotycząca powrotu przerodziła się w ostrą reprymendę ze strony p. Grzegorza Koziarskiego, który już nas nawet nie próbował przeprosić (a co należało nam się) za zaistniałe niedogodności , ale wręcz na nas KRZYCZAŁ na oczach innych turystów i przechodniów, że mamy ustaloną godzinę wyjazdu jak zwykle zaakceptować…
    Godzić się musieliśmy na wszystko już od początku…np. na to, że nasza grupa została zakwaterowana w innym hotelu niż przewidywały to wcześniejsze ustalenia…z tego też powodu (bo nie mieszkał z nami żaden z pilotów) byliśmy wciąż zdezorientowani (i nawet zazdrościliśmy innym turystom z naszego hotelu, że na śniadaniu otrzymywali od pogodnego pilota sentencję informacji, co w programie na dziś…)
    Nie mając swoich miejsc w autokarze, wyjazd na wycieczki po okolicach Wilna opóźniał się, z powodu chaosu i niezadowolenia, przeradzającego się w interwencję, na które pilot wycieczki nie reagował…i nawet to całe zamieszanie wprost krytykował, w czym wtórowali wszyscy Ci, którzy już wygodnie i z przodu autokaru siedzieli…
    Byli wśród nas równi i równiejsi, jakby „wybrani”, a my jak „na przyczepkę”… Mając poparcie jednej grupy, pilot przede wszystkim z nimi nawiązywał dialog i spełniał ich oczekiwania kosztem naszych potrzeb … Nawet poinformowanie nas w obcym miejscu…gdzie jest najbliższy market, czy jak dojść z jarmarku do naszego hotelu spowodowało u p. Grzegorza Koziarskiego stan zaniepokojenia.
    Zdarzyło się, że z powodu braku informacji, o której spotykamy się w restauracji po zwiedzaniu muzeum karaimskiego, my jako grupa odłączyliśmy się, by już udać się do pobliskiej restauracji….i wtedy padło zdanie z ust p. Grzegorza Koziarskiego „E…a wy dokąd”… Cóż po takim traktowaniu, nikt nie wrócił do nawołującego pilota…
    Muszę wspomnieć jeszcze o pewnym (nie tylko okazuje się moim) spostrzeżeniu….
    A mianowicie, po klasztorze w Pożajściu oprowadzała nas Siostra, która z całego serca, mimo mrozu i chłodu chciała nam przekazać historię i legendy o klasztorze i ich życiu na co dzień…
    Ku mojemu i moich znajomych zdumieniu a właściwie rozżaleniu przekonałam się, jak p. Grzegorz Koziarski traktuje osoby, z którymi ma zaszczyt,…tak ma zaszczyt współpracować (bo Siostra – to człowiek historia, oaza spokoju i zaufania, a Jej wiedza była nieoceniona). Otóż, p. G. Koziarski w ramach umilenia nam powrotu zaproponował edukacyjny konkurs, w oparciu o ciekawostki zasłyszane i zapamiętane z wycieczki i odważył się zadać pytanie „Ile swoich zębów miała Siostra?” i sam na nie udzielił szybko odpowiedzi, „chyba żadnego”, co „ukwiecił” swoim gromkim śmiechem i co niestety spotkało się z aplauzem części „wybranej „ grupy.
    Dlatego w tym momencie już nic nie dodając i nie ujmując, uważam, że Polska Izba Turystyki powinna zadbać o kompetencje i rzetelność usług niektórych jej członków…

  5. !!!!!! Ostrzegam przed firmą DROGA – Grzegorz Koziarski !!!!!!!!!!!!!! Wrażenia z pięknego Wilna popsuł nam p. Grzegorz Koziarski – niegrzeczny i niekompetentny, traktujący turystów jak rekrutów, a nawet wrzeszczący na nich i odgrażający się na ulicy urojonymi konsekwencjami. Czym nasza grupa (15 osób!) tak się p. Koziarskiemu naraziła? Np. na pytanie turystki: „czy może pan przypomnieć program na dziś” – odpowiedział: „dostała pani wydrukowane!” Na pytania, o której skończy się zwiedzanie, co mamy na dziś jeszcze w programie – odpowiedź brzmiała: „dowie się pan w właściwym czasie”. Wycieczka została samowolnie skrócona, bo ktoś p. Koziarskiego o to poprosił. Nasze protesty nic nie dały. Usłyszeliśmy tylko wywrzeszczane: „ jak się nie podoba to obok jest dworzec kolejowy!” Zmieniono nam hotel bez słowa informacji – po prostu decyzja odgórna. Hotel być może był nawet lepszy, ale to przecież nie o to chodzi. Po wyjściu z muzeum karaimskiego skierowaliśmy się zgodnie z planem do restauracji i usłyszeliśmy za plecami wrzask: „E…a wy dokąd!” – bo p. Koziarski chciał najwidoczniej wkroczyć tam na czele grupy, a nie w jej ogonie… P. koziarski jeśli chodzi o organizację wycieczki reprezentuje paskudną zasadę, „wiem-ale nie powiem”. Opowiadania historyczne p. Koziarskiego (choć to podobno historyk!) bardzo stronnicze, okraszane nieustannie złośliwym chichotem. Wycieczka była cały czas pod znakiem „musimy się spieszyć, bo czasu nie mamy! Jednocześnie nieustannie były postoje na przydrożnych parkingach – może dlatego, że toaleta w autobusie była zamknięta na klucz… W tym nieustannym, pozornym pospiechu w drodze do miejsca rozstrzeliwań – Ponar, p. Koziarski cała drogę milczał. Po czym w Ponarach, gdzie stoi tylko kilka kamiennych pomniczków – wygłosił nad tymi pomniczkami niesamowicie długie przemówienie. Nigdy nie mieliśmy żadnych konfliktów ani problemów. Jesteśmy osobami wesołymi i zgodnymi. Tym razem mieliśmy p. Koziarskiego tak dość, że ostrzegamy innych, którzy chcą zwiedzać w spokoju i kulturze. Inna wycieczka w naszym hotelu miała pilota, którego im zazdrościliśmy – nieustannie informował ich przy posiłkach co przewiduje na dziś, wspomniał co widzieli wczoraj, pokazywał spacerem drogę z centrum Wilna do hotelu – a nam tylko dano do zrozumienia, że to bardzo daleko i lepiej wracać autokarem z p. Koziarskim. O tym, że tuz obok naszego hotelu jest fajny supermarket dowiedzieliśmy się dopiero po bardzo długo twającej utarczce słownej z p. Koziarskim, którego prosiliśmy (kilka osób po kolei!) o podjechanie po drodze do takiego sklepu… Na zakończenie p. Koziarski zrobił w autokarze żenujący konkurs wiedzy o Litwie okraszany nieustannie jego chichotem. A najbardziej skandaliczny był chamski i zupacki był wygłoszony przez mikrofon w autokarze „żart” p. Koziarskiego ze stanu uzębienia przemiłej siostry zakonnej, która bardzo pięknie i długo oprowadzała nas po klasztorze w Pożajściu. Omijajcie z daleka p. Koziarskiego, chyba że lubicie być traktowani niegrzecznie i pogardliwie!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here