Niegdyś kochaliśmy się w Ameryce. Ideały demokracji, równość i wolność, bezproblemowy styl życia codziennego, a przede wszystkim wytęskniony, wielobarwny dobrobyt – tak wyglądała w polskich oczach amerykańska potęga. Dzisiaj ówczesna mitologia zdążyła już wyblaknąć. Zachłanność i bezmyślność, konsumpcjonizm do potęgi, wielki śmietnik i fast foody na talerzu oddaliły od Stanów Zjednoczonych wyobrażenie świata idealnego. Jego wizja jednak nie wyparowała. Wróciła tutaj, do Europy. Kraj Wikingów i Trolii jest bogaty i hojny, dzięki czemu emigracja do Norwegii wydaje się dla Polaków tak atrakcyjna.
Co z tą Norwegią? – czyli o pokusie dobrych zarobków
Norwegia jest popularnym kierunkiem emigracyjnym naszych rodaków przede wszystkim z jednego powodu – to najatrakcyjniejsze państwo pod względem zarobków. Średnia płaca wynosi tutaj od 140 do 180 koron na godzinę. Nic więc dziwnego, że stanowi to dla borykającego się z ustawicznym brakiem perspektyw Polaka nie lada pokusę. Od kilku lat we wszelakich, światowych rankingach państw Norwegia uznawana jest za najlepsze miejsce do życia, gdzie społeczeństwo nie tylko jest zamożne, ale i uprzywilejowane. Przy czym norweski dobrobyt jest znacznie mniej nachalny i widowiskowy niż ten prezentowany niegdyś przez Stany Zjednoczone.
Czym bowiem kusi Norwegia? Szybkim i łatwym zarobkiem? Karierą od pucybuta do milionera? Powszechnym szaleństwem, ekstremalnymi rozrywkami, jazdą bez trzymanki? Wręcz przeciwnie, tutaj pieniądze zarabia się całkiem zwyczajnie – systematyczną pracą i bez fajerwerków. Z kolei ponadprzeciętne zarobki są dostępne dla niemalże każdego, kto posiada choćby umiarkowane chęci i przeciętne umiejętności. Norwegia zupełnie nie przywodzi na myśl celebryckiego stylu życia, tutaj zamiast opalonych ciał w bikini otrzymujemy zmarznięte ciała opatulone grubymi swetrami. Życie tu równa się dialogowi z przyrodą, zdrowemu, wymagającemu wysiłku stylowi życia, naturalności, homogenicznej wspólnocie, ciszy i spokoju.
Bo pieniądze dają szczęście
Autor książki „W pogoni za norweskim szczęściem”, politolog Ottar Hellevik z uniwersytetu w Oslo, postanowił zmierzyć poziom życiowej satysfakcji swoich rodaków. Jego publikacja to zbiór przeprowadzanych w przeciągu dziesięciu lat ankiet, w których badacz pyta 40 tysięcy Norwegów o to, czy czują się szczęśliwi i o wartości, którym hołdują.
Wniosek z publikacji płynie jeden – wraz ze wzrostem zamożności, wzrasta również uczucie ogólnego zadowolenia. Na skutek wyników ankiet Hellevik zdefiniował szczęście jako brak materialnych kłopotów i poczucie dobrobytu. Ostatecznie więc wychodzi na to, że Norwegowie są szczęśliwi. Trudno nie czuć się komfortowo w kraju, w którym obywatel posiada możliwość otrzymania zasiłku na wyjazd do ciepłych krajów z powodu zimowej depresji. Norwegia jest nie tylko bogata, ale i hojna. I to jeden z głównych powodów, dla których emigracja do Norwegii jest tak atrakcyjna.
Przeciwko utopii
Czy Norwegia jest zatem prawdziwym rajem na ziemi? Wielu w odpowiedzi na to pytanie przytaknie, a wśród nich będą zarówno imigranci, jak i rdzenni mieszkańcy europejskiej królowej śniegu wśród państw. Pamiętajmy jednak, że trudno o ideały, a wszystko na świecie ma swoje plusy i minusy. Znajdzie się zatem wiele głosów krytycznych wśród peanów na cześć Norwegii. Wszak istnieją i czarne strony bycia najlepszym. O wielu z nich pisze w swoich pracach prof. Nina Witoszek, historyk kultury z uniwersytetu w Oslo (z pochodzenia Polka). To ona określa model norweskiego życia „reżimem dobroci”, opisuje absurdy funkcjonowania tegoż państwa, wskazuje na niski poziom nauczania, dyskryminację rasową, podejrzane inwestycje, określa Norwegów jako „kulturowo schizofrenicznych”, przytłoczonych presją bycia miłym i moralnym mimo przepełnionych portfeli. Przyznaje jednak, że „Norweskie Marzenie” nie opiera się na złudzeniach.
Emigracja do Norwegii – złudzenia kontra rzeczywistość
Wielu Polaków przybywających do Norwegii pozostawia na boku wnikliwą analizę prawd i mitów na jej temat. Wszak cywilizowane, piękne i ciche państwo dobrobytu nie może okazać się rozczarowaniem. Godziwe zarobki i piękna przyroda – czegoż więcej oczekiwać? Mimo niewątpliwego uroku i powabu norweskiego państwa przeciętnemu (stereotypowemu?) Polakowi może tu czegoś zabraknąć. Pomówmy o prozaicznej części życia w norweskim raju.
Polacy, zupełnie niewygrzani i często marudzący z powodu nieudanej pogody w ojczyźnie, w Norwegii tym bardziej mają na co narzekać. Bo tutaj jest naprawdę zimno. Norweska wiosna przychodzi późno i zdarza się, że w maju wciąż pada śnieg, a górskie drogi nadal biegną między wysokimi zaspami. Z latem także bywa różnie. Bergen to najbardziej deszczowe miasto w kraju, tutaj trzeba liczyć się z mokrym lipcem i sierpniem. Z kolei w Oslo, mimo że temperatura latem potrafi osiągać nawet trzydzieści stopni, to ciągłe wiatry wiążą się z kapryśną i zmienną pogodą. Okres zimowy jest tu ponadprzeciętnie śnieżny. „Nie ma czegoś takiego jak zła pogoda. Są tylko złe ubrania” – mawiają zaprawieni Norwegowie.
Przyroda wymaga wysiłku
Trudny klimat to jedna z przyczyn zahartowanego charakteru Norwegów. Ich pasją narodową jest spędzanie wolnych chwil w ruchu i na świeżym powietrzu. Kult zdrowia i sprawności fizycznej należy tu do tradycji historycznych. Uzasadniają ją nie tylko nieprzyjazne warunki klimatyczne, ale i geograficzne. Rozproszenie ludności (Norwegia jest najmniej zaludnionym krajem europejskim), dzikie przestrzenie, skały, góry, lodowce, rzeki, lasy i jeziora, a do tego morze sprawiły, że Norweg od samego początku historii swojego kraju musiał polegać jedynie na własnych siłach.
Mieszkańcy Norwegii to potomkowie Wikingów, rabusiów i wojowników z północy, którzy z pomocą ogromnej determinacji i siły odnosili druzgocące zwycięstwa w całej Europie. Na przykład słynny Wilhelm Zdobywca, wiking z pochodzenia, w 1066 roku rozbił pod Hastings angielskie wojska, zajął Londyn, po czym koronował się na króla.
Prowadząc norweski tryb życia, trudno więc być pasibrzuchem. Jakość kondycji ciała zweryfikuje już pierwsze odśnieżanie. Norwegowie wiedzą, że przyroda wymaga wysiłku. Dlatego są zwolennikami aktywnego i kreatywnego spędzania wolnego czasu – biwakują, podróżują, ochoczo poznają swój kraj i jego mieszkańców, gdy tylko okolica się zazieleni i temperatura jest nieco łaskawsza.
Sport to dla Norwegów narodowe misterium. Jazdy na nartach dzieci uczą się równocześnie z chodzeniem. Trudno zatem dziwić się ogromnym sportowym sukcesom Norwegów. Wiedzą coś o nich Polacy. Już od jakiegoś czasu zaciskamy mocno zęby, gdy niezłomna Marit Bioergen wyprzedza na trasie naszą Justynę. Pamiętajmy jednak, że Norwegowie to nie tylko doskonali biegacze narciarscy. Są utytułowani także w narciarstwie alpejskim czy biathlonie, choć osiągnęli także tryumfy w bezśnieżnych dyscyplinach – w rzucie oszczepem, w piłce ręcznej, a nawet w piłce nożnej kobiet.
Sport uprawiają tu młodsi i starsi. Wiek nie jest granicą. Przeszkodę może stanowić jedynie kondycja fizyczna, a konkurowanie w tym zakresie z Norwegami nie jest sprawą prostą.
Emigracja do Norwegii, nanana…
Wiemy już, że Norwegia nie jest krajem dla zmarzluchów i leniuchów. Kogo jeszcze można doliczyć do tego grona? Bez wątpienia nie spodoba się tutaj tym, którzy nie lubią wylewać za kołnierz. Norwegia bowiem z powodzeniem prowadzi politykę antyalkoholową. Sprzedaż wina i mocniejszych trunków (ich zawartość nie może przekraczać 60%) prowadzi wyłącznie sieć sklepów monopolowych Vinmonopolet. W całym kraju jest ich zaledwie kilkaset (jeden sklep na 1,7 gminy), a znajdują się jedynie w dużych miastach. W zakres ich sprzedaży nie wchodzi piwo, choć to można nabyć w zwykłym supermarkecie. Z tymże… nie zawsze.
W Norwegii nie ma sklepów całodobowych, a alkohol sprzedawany jest tylko do godziny 20.00 w dni robocze, a w soboty do godziny 18.00. W niedzielę natomiast, w przypadku braku zapasów, trzeba pozostać wstrzemięźliwym – wszystkie sklepy są zamknięte. Oprócz kiepskiej dostępności do trunków, o palpitacje serca mogą przyprawić ich ceny. Za czteropak piwa zapłacimy nawet 50 zł, za najtańsze wino około 30 zł. Polityka antyalkoholowa ma zminimalizować spożycie trunków wśród mieszkańców i wykształcić narodową kulturę picia. Niektórzy zgorzkniale twierdzą, że jej celem jest również depresja emigrantów. Alkohol pospolity w Polsce, w Norwegii staje się towarem luksusowym.
Emigracja do Norwegii – warto zatem czy nie warto? – zastanawia się Polak, który otrzymał możliwość pozostania tu na dłużej. Zasięgnijmy rady autorytetu. Karel Čapek, jeden z najważniejszych pisarzy czeskich, notował w „Listach z podróży”: „Mówcie, co chcecie, to był dobry kraj, cała Norwegia wraz ze swoim narodem(…). Dobry, twardy kraj poczciwych ludzi; kraj wiejski i małomiasteczkowy, gdzie mężni ludzie żyją cicho i przyzwoicie w czystych pudełeczkach pośród najfantastyczniejszego, monumentalnego i niekiedy prawie nierealnego świata”. To słowa z 1939 roku. Czyżby od tamtej pory nie zmieniło się zbyt wiele?
witam dzieki za ten artykul wybieram sie do Norwegii juz za 2 miesieace i na dluzej wiec czytam na temat Norwegii wszystko co tylko wpadnie mi w rece ale ten artykil jest naprawde wyjatkowy i bardzo mi sie podobal pozdrawiam Adam