Strona główna Warto wiedzieć Jak wyglądało plażowanie w dawnych czasach?

Jak wyglądało plażowanie w dawnych czasach?

0
2177

Kremy z filtrami UV, oparzenia słoneczne, czy skąpe stroje były czymś kompletnie nieznanym dla plażowiczów na początku ubiegłego wieku. Sposób w jaki odbywało się plażowanie wywołuje dziś spore uśmiechy na twarzy. Zobaczcie, jak diametralnie zmieniły się przyzwyczajenia turystów w nadmorskich kurortach.

Myślicie, że noszenie wyzywającego stroju kąpielowego było po prostu wynikiem powszechnie panującej pruderii? Niekoniecznie, bo ludzi hamowały też kary. Nie dość, że kobieta odsłaniając całe nogi lub ramiona wykazałaby się sporym nietaktem, to groziłby jej za ten występek nawet areszt! I to właśnie głównie dlatego nikt nie produkował strojów na wzór współczesnych bikini.

Jak widać na zdjęciach, szczytem odwagi były krótkie spodenki męskie, a u kobiet gołe ręce oraz nogi od kolan w dół. Zdecydowana większość plażowiczów siedziała i kąpała się dokładnie w tym, w czym chodziła na co dzień.

Panie i panowie kąpali się oddzielnie

Najstarszym kąpieliskiem w Zatoce Gdańskiej jest obecna dzielnica Gdańska – Brzeźno. Pod koniec XIX wieku zaczęło ono tracić charakter osady rybackiej i powoli stawało się bogatą miejscowością letniskową. Co ciekawe, kąpiele morskie były wówczas płatne. Źródła historyczne donoszą, że np. jedna kąpiel morska kosztowała 0,25 marki, a bilet abonamentowy na jeden sezon 4 marki.

Ku zdziwieniu wielu współczesnych turystów, w latach 20. ubiegłego wieku, Brzeźno miało trzy oddzielne kąpieliska. Jedno wyłącznie dla pań, drugie tylko dla panów, a trzecie było przeznaczone dla rodzin z dziećmi. Dodatkową atrakcją były, jak to wówczas nazywano, „wieczorne spacery łodziami po morzu w księżycowe noce”.

Sopot – „Monte Carlo północy”

Nieco młodszy Sopot był już pod koniec XIX w. znanym kurortem nadmorskim, do którego ściągali kuracjusze ze wszystkich zaborów.

Oferował on swoiste „spa” na miarę tamtych czasów. Usługi dla „ciała i duszy” to np. kąpiele w podgrzewanej morskiej wodzie doprowadzanej miedzianymi rurami.

Na plaży znajdowały się oddzielne łazienki dla kobiet i mężczyzn. A molo miało wtedy ok. 60-70 m. długości oraz ok. 2,5 m. szerokości. I co ciekawe, było rozbierane na zimę.

„Tygodnik Ilustrowany” informował także, że w Sobotach „obiad wcale dobry, przynajmniej dla nie smakoszów, kosztuje pojedynczo 1½ marki, na abonament jedną markę 25 fenigów. Pieczywo smaczne i tanie, mięso, owoce, mleko i różne wiktuały przystępnie w cenie”.

Na przełomie XIX i XX w. Sopot doczekał się takich turystycznych rarytasów jak korty tenisowe, tory wyścigów konnych, czy nawet kasyna.

Kurort szybko zdobył miano „Monte Carlo północy”. Magdalena Samozwaniec tak pisała o atmosferze panującej w sopockim kasynie w Domu Zdrojowym:

„Gdy się weszło do sal, dochodził stamtąd niepokojący i denerwujący szum kulki biegnącej wewnątrz mosiężnej misy ruletki. Wokoło stołów stali lub przy nich siedzieli gracze z wypiekami na twarzach lub zielonobladzi. Od tej figlarnej na pozór kuleczki zależało, czy dany osobnik powróci szczęśliwie do kraju, czy też zgrany do suchej nitki będzie błądził, zastanawiając się, czy ma popełnić samobójstwo, czy też jeszcze raz za pożyczone pieniądze spróbować szczęścia.”

Przegrani kończyli swój żywot wieszając się, bądź skacząc z molo do morza.

Aby urozmaicić i uaktywnić wczasowiczom pobyt, stawiano także na sporty wodne. Plażowanie nie było jedyną aktywnością. Wśród propozycji spędzania wolnego czasu pojawiały się wioślarstwo, żeglarstwo oraz zawody pływackie.

Kąpieli zażywano głównie w morzu, Łazienki były podzielone na trzy części: damską, męską i rodzinną. Mimo jasnych przepisów, pojawiały się skargi dotyczące głównie niemoralnych zachowań, jak na przykład: „półnadzy mężczyźni leżą i chodzą po całej plaży, a nawet podpływają do łazienek dla pań i grasuje w nich nawet fotograf”.

Nad morze przyjeżdżali zarówno zwyczajni ludzie, jak i znane osobistości. Bywał tu Henryk Sienkiewicz, młoda Maria Skłodowska czy Michał Andriolli.

Przybywali z całego kraju, żeby zasmakować odpoczynku wśród sosnowych lasów i poczuć zapachu jodu. Zawierano tam znajomości, tańczono, bawiono się w licznych kawiarniach, grano w tenisa, jeżdżono konno, pływano, spacerowano i rozmyślano w Grocie Marysieńki. Każdy letnik mógł znaleźć coś dla siebie. Z roku na rok nadmorskie kurorty zyskiwały nowych sympatyków i dzieje się tak aż do dziś.

BRAK KOMENTARZY