Strona główna Warto wiedzieć Oni latają prawie za darmo. Jak to możliwe?

Oni latają prawie za darmo. Jak to możliwe?

2
3137

W 2005 roku amerykański rząd podjął decyzję o wybiciu nowych, jednodolarowych monet. Miały one zyskać taką samą popularność, jak ćwierćdolarówki, których rewers przedstawiał jeden z pięćdziesięciu stanów. Tym razem na jednej stronie pojawić się miały twarze byłych prezydentów USA, zaczynając od Georga Washingtona.

Ku zdziwieniu pomysłodawców, rządowy program okazał się totalną klapą. Nowe monety nie zdobyły uznania w sercach i portfelach Amerykanów. Banki odsyłały więc tony kruszcu do FED-a (Systemu Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych). Ten, przez 6 lat, w swoich rezerwach zgromadził 1 bilion monet, których nikt nie chciał. Aż do czasu, kiedy to niewielka grupa łowców lotniczych okazji z USA odkryła, że rezerwy niechcianych jednodolarówek mogą ich – dosłownie – wysłać w darmowe podróże lotnicze.

Kup pieniądz i leć za darmo

Pomysł jest nadzwyczaj prosty. Linie lotnicze oferują swoim klientom programy lojalnościowe. Zapisując się do nich, zbieramy punkty (tu odpowiednikiem są mile), za które możemy później otrzymać darmowy, tzw. bilet nagrodowy. Mile można zbierać na kilka różnych sposobów. Zazwyczaj kupując normalne bilety lotnicze, ale także wydając pieniądze u partnerów. Członkowie programów lojalnościowych mogą też nabyć specjalne karty kredytowe i robić nimi zwyczajne zakupy (np. w sklepie lub przez internet), gromadząc w ten sposób punkty na swoim koncie. I to właśnie dzięki tej ostatniej możliwości, łowcy okazji latają prawie za darmo.

Kupowali oni bardzo duże ilości niechcianych jednodolarówek, płacąc kartami kredytowymi, których transakcje były nagradzane milami w programie lojalnościowym. Amerykańskim rezerwom było to na rękę, bo przecież główna idea zakładała upowszechnianie monet i wprowadzenie ich na stałe do obiegu.

Przy zwykłych zakupach łowcy okazji otrzymywaliby duże ilości produktów, których zupełnie nie potrzebują. Tu dostawali pełnowartościowy, prawny środek płatniczy. Do ich domów przyjeżdżały więc worki jednodolarówek. Ich równowartość znikała oczywiście z bankowych kont, ale otrzymane monety wpłacali z powrotem do banku.

Finansowy bilans takich transakcji wynosił zero. Korzyścią były tysiące mil, które w bardzo krótkim czasie pojawiały się na koncie programu lojalnościowego. W ten sposób rekordziści latali prawie za darmo kilkanaście razy w roku na trasach dalekiego zasięgu (np. z USA do Europy czy do Australii).

Dlaczego jednak prawie za darmo? Bilety nagrodowe w programach lojalnościowych nie są tak na prawdę zupełnie za darmo. Przewoźnicy, w zależności od statusu członka, naliczają niekiedy drobne opłaty za wystawienie biletu. A już obowiązkowo każą pasażerom pokrywać podatki, których wysokość nie jest od nich zależna. To jednak bardzo mały procent wartości całego biletu.

Studnia bez dna?

Analizując cały proceder, w taki sposób można latać za darmo w nieskończoność, bo system wydaje się być zamkniętym kołem. Monety z banku ponownie trafiałyby do rezerw, a stamtąd sprzedawano by je z powrotem do łowców okazji. Trik został jednak wykryty. Pracownicy amerykańskiego FED-a zauważyli, że niewielka grupa osób bardzo często kupuje duże ilości jednodolarówek, a ich zasoby w magazynach w długim okresie wcale się nie zmniejszają. FED wysłał więc do nagminnie kupujących nowe jednodolarówki list, w którym nałożył na nich ograniczenie. Mogli oni od tej pory zakupić maksymalnie tysiąc monet raz na dziesięć dni.

Łowcy okazji trzymali cały proceder w tajemnicy. Dopiero kiedy nałożone ograniczenia zmusiły ich do zaprzestania praktyk, temat zaczął być szeroko dyskutowany na lotniczym forum flyertalk.com. Łowcy okazji stali się później bohaterami tytułów na pierwszych stronach najpopularniejszych gazet w USA.

2 KOMENTARZE

  1. TravelAdvisor

    @ Blog o podróżach

    Tak, temat jest niezwykle ciekawy i unikatowy. W programach lojalnościowych jest sporo luk, albo może inaczej: pewnych trików, które umożliwiają bardzo szybkie gromadzenie mil.