Strona główna Warto wiedzieć Turystyka groźna dla psychiki

Turystyka groźna dla psychiki

0
1313

Stolica Francji wbrew powszechnej opinii o jej niezwykłości i przyjazności nie zawsze spełnia oczekiwania turystów. Paryżem można się cieszyć, ale na Paryż można też zachorować i co więcej, po jednym koszmarnym pobycie już nigdy tam nie wrócić.

Kto choć raz był w Paryżu dobrze wie, że to miasto nie tylko potrafi zachwycić, ale i zaskoczyć, a nawet przytłoczyć swoim ogromem i wspaniałością. Nie każdemu turyście podoba się jednak to, co w nim widzi, a gdy ideał sięga paryskiego bruku, wbrew pozorom nie trudno o depresję. Świadczy o tym wzrost zachorowań na tzw. syndrom paryski, chorobę tych, których Paryż zawiódł albo przerósł.

Szokujące wakacje

Mało odporni turyści mogą przeżyć szok w zetknięciu z francuską stolicą. Po długiej, nierzadko męczącej podróży i z walizką wyobrażeń o romantycznych wakacjach w mieście swoich marzeń, rzeczywistość nie zawsze jest w stanie sprostać wymaganiom podróżnych. Realia z planów filmowych, na których paryskie ulice lśnią czystością, a Luwr to synonim wielkiej kultury i sztuki, nijak mają się do zanieczyszczonych ulic, kelnera uparcie mówiącego tylko w języku francuskim, czy tłumów w jednym z większych muzeów świata.

Sfotografowanie się tuż obok Mona Lisy, czy Wenus z Milo może nastręczać sporych trudności. A sam ogrom muzeum wywołać uczucie niezaspokojenia i świadomość tego, że aby je naprawdę zwiedzić, zwiedzać należałoby je tygodniami. Nie wspominając o innych przybytkach sztuki, które w Paryżu spotyka się na każdym kroku.

Dotkliwy dyskomfort może wywołać bariera językowa. Francuzi nie zawsze mają ochotę posługiwać się językiem angielskim, a kelnerzy niekoniecznie są zawsze bardzo uprzejmi. Zachowanie Europejczyków, ale również ich wygląd, trudno zaakceptować zwłaszcza przybyszom z innego kręgu kulturowego. Co roku przynajmniej kilkunastu Japończyków, ale problem dotyczy również innych nacji, wyjeżdża ze stolicy Francji z poczuciem zawodu i wymaga w swoim kraju leczenia psychiatrycznego. Francuz ich wyobrażeń to zawsze elegancki, ubrany z niebywałym smakiem człowiek o ponadprzeciętnej urodzie i wysokiej znajomości dobrych manier. Konfrontacja wyobrażeń o stolicy Francji i dużych wymagań jej stawianych z rzeczywistością, w której nie ma miejsca dla bajki, wywołuje u Japończyków niepokojące objawy.

Przedawkowanie sztuki

Syndrom paryski 20 lat temu rozpoznał japoński psychiatra, Hiroaki Ota. Rocznie średnio 12 japońskich turystów zapada na niego we Francji. Ambasada japońska w Paryżu uruchomiła nawet 24h telefon dla obywateli, którzy nie radzą sobie z francuską rzeczywistością. Przyczyny występowania tego zaburzenia, już pośrednio wymienione, mogą mieć jednak źródło nie tylko w odbieganiu wyobrażeń od rzeczywistości, ale również w nadmiernym ekscytowaniu się realiami obcego kraju.

Zwolennikiem tej drugiej teorii jest dr Youcef Mahmudiyah, psycholog ze szpitala Hotel-Dieu. Uważa on, że stan ten to zwyczajna ekstaza, wywołana silnym ładunkiem emocjonalnym związanym z kontaktem z dziełem sztuki, tzw. Syndrom Stendhala. Według zwolenników tego podejścia, sztuka może wywołać skrajne emocje, zwłaszcza u typowych wrażliwców, odbierających rzeczywistość na swój własny sposób. Co więcej, nagromadzenie dzieł sztuki na małej przestrzeni może wywołać u turysty podobne podniecenie, a nawet zawroty głowy, jak zbyt duży wybór podczas dokonywania zakupów u konsumenta.

Objawy bywają różne, od stosunkowo niegroźnego przyspieszenia tętna, pocenie się przez właśnie zawroty głowy, po omdlenia, halucynacje, wahania nastroju, napady agresji, wzrost popędu seksualnego i poczucie prześladowania. Bywają jednak przypadki o wiele cięższe związane z szokiem wywołanym niezwykłą podróżą. Część pacjentów podejmuje się prób samobójczych, a inni są przekonani, że ich pokoje hotelowe są podsłuchiwane, a przeciwko nim knuje się spisek.

Zdarzyły się też przypadki, w których turysta sądził, że jest francuskim królem Ludwikiem XIV, czy też upatrywał swojego wroga w rzekomo atakującej go kuchence mikrofalowej. Wiele z dolegliwości według psychologów wiąże się jednak ze wcześniejszymi predyspozycjami turysty. W takich przypadkach podróż jest tylko czynnikiem, który uruchamia procesy dotąd utajone, ujawniające się w sytuacji diametralnej zmiany otoczenia. Podróż nie wywoływałaby więc choroby,  a jedynie obnażała ukryte szaleństwo.

Rozmowa z Matką Boską

Syndrom paryski to nie jedyna choroba, która może dotknąć turystę. Psycholodzy wyszczególniają również tzw. syndrom jerozolimski, związany z podróżowaniem do miejsc świętych. I w tym przypadku następuje skonfrontowanie wyobrażeń, powstałych głównie na podstawie biblijnych relacji, z rzeczywistością, prowadzące do utożsamiania się z postaciami dotąd znanymi ze świętych ksiąg.

Na ulicach Jerozolimy nie brakuje więc Janów Chrzcicieli odzianych jedynie w skórę i nawołujących do nawrócenia, czy Jezusów noszących swoje krzyże. Zdarzają się też przypadki takich, którzy oczekują na narodzenie Chrystusa, czy są pewni, że rozmawiali z Matką Boską. Syndrom dotyczy w podobnym stopniu Żydów, chrześcijan i muzułmanów. I tu jednak psycholodzy podają w wątpliwość stan psychiczny podróżnych przed przybyciem do świętego miasta. Podobne zachowania występują również w Mecce, czy Rzymie, a ich początek datuje się aż na średniowiecze.

Objawy syndromu jerozolimskiego nie ograniczają się do poczucia religijnej misji. Turyści, którzy popadli w psychozę, zakładają na siebie prześcieradła, jako białe szaty, obsesyjnie dbają o czystość, chcą odłączyć się od grupy i podróżować samodzielnie. Mają również często potrzebę deklamacji wersetów z Biblii oraz śpiewania psalmów. Początkowe objawy to niepokój i nerwowość. Faza końcowa to często potrzeba głoszenia kazań i apelowanie o czystszą, spokojniejszą i mniej materialistyczną ludzkość. Najczęściej zapadają na niego protestanci wychowani w bardziej ortodoksyjnych domach, łatwiej jest im dać się pochłonąć religijnej atmosferze miasta.

Syndrom jerozolimski najczęściej ustępuje samoczynnie po powrocie turysty do domu i nie wymaga dodatkowego leczenia, niczym rodzaj swoistego chwilowego transu religijnego. W ciężkich przypadkach nie obywa się jednak bez pomocy specjalistów. Pewien Duńczyk przybywał do Jerozolimy co roku, ponieważ tylko w tym mieście był w stanie komunikować się z Matką Boską i Jezusem. I mogłoby to nawet nie budzić sprzeciwu, gdyby nie przemawiał głośno do tej pierwszej, siedzącej na dachu meczetu.

Wakacje to czas odpoczynku od codzienności, ale co się z tym wiąże, to również zmiana otoczenia, często na skrajnie inne i związane z tym emocje. Dlatego choć naukowcy biorą pod uwagę możliwość występowania  syndromów przejściowych i uważają je za stosunkowo niegroźne, to nie wykluczają, że w większości przypadków wynikają one z predyspozycji do chorób psychicznych. W takich sytuacjach objawy chorobowe może wywołać nie tylko podróż, jako czas wyjątkowych doznań, ale i każde ważne wydarzenie w naszym życiu. Warto jednak do podróżowania podchodzić ze spokojem i nie tracić głowy na widok świata dotąd widzianego na obrazkach. Łatwo powiedzieć – gorzej zrobić.

BRAK KOMENTARZY