Końcówka roku to idealny moment na podsumowania. Aby jednak nie było zbyt nudno, zebraliśmy największe kolejowe absurdy mijającego roku. Gwarancja sporej dawki śmiechu to mało powiedziane.
Zanim pociągi polskich spółek kolejowych dotrą do celu, notorycznie zatrzymują się na stacji, nazwanej przez nas roboczo „Absurd”. W mijającym roku na tej stacji pociągi zatrzymywały się niezwykle często. Dlatego lista „Top 10 największych kolejowych absurdów 2010 roku” zapełniła nam się wyjątkowo szybko. Gotowi? Zaczynamy.
10. Jest, ale jakby nie ma
Tak w skrócie można nazwać sytuację, w której coś istnieje tylko w teorii lub z pozoru. A o czym mowa? Np. o peronach widmo. W Katowicach rozkład jazdy przewidywał zatrzymywanie się pociągów na piątym peronie, ale nikt nie wiedział gdzie on jest i jak na niego dotrzeć. Okazało się, że niegdyś służył on pociągom towarowym. Po zmianie rozkładu jazdy nikt nie pomyślał, że peron należy odpowiednio oznaczyć i umożliwić dojście pasażerom.
9. Kolejowa logika
Przedostatnie miejsce na naszej liście zajął przykład wysublimowanej kolejowej logiki, a raczej jej braku. Skład pociągu EIC Lech, z Warszawy do Poznania, miał cztery wagony drugiej klasy. W dwóch z nich, w każdym przedziale, zauważyć można było po 3-4 osoby. W pozostałych dwóch wagonach pociąg wiózł powietrze. Jeśli ktoś ma jakieś wytłumaczenie, dlaczego tak nierównomiernie sprzedawane są w kasach miejscówki, to uczyńcie to proszę w komentarzach pod artykułem. Nam nic nie przychodzi do głowy.
8. Jakość Roku dla Kolei Mazowieckich?
Przyznamy otwarcie: nasza klawiatura odmówiła nam posłuszeństwa. Klawisze jakoś tak ciężko pracowały, kiedy chcieliśmy umieścić słowa „Jakość Roku” tuż obok „Koleje Mazowieckie”. Te słowa wzajemnie się wykluczają. Teoria spiskowa, że ktoś w czasie lipcowych upałów stracił zmysły, upadła. Informację podano 8 lipca. W tym dniu temperatury nie przekraczały jeszcze 35 stopni C., tak jak to miało miejsce w drugim i trzecim tygodniu lipca. Rozstrzygnięcie konkursu już w styczniu 2011 r.
7. Rowerem szybciej niż koleją
To nie żart. Odkryliśmy, że na niektórych odcinkach, trasę można pokonać szybciej na rowerze, niż korzystając z usług kolejowych spółek. Można tego doświadczyć m.in. na śląskich trasach. W niektórych miejscach pociągi muszą ograniczyć prędkość do 30 km/h. Wytrawny rowerzysta taką prędkość (a nawet i większą) rozwinie bez żadnych problemów. Po co więc oglądać świat zza okien pociągów, skoro siła własnych mięśni zawiezie nas do celu szybciej, a przy tym nie uszczupli naszego portfela?
6. Żurnaliści? Wara nam od naszych pociągów!
Tak, tak moi drodzy. PKP Intercity nie wyraziło zgody na wykonanie przez nas materiału w jednym z pociągów. Spółka najwyraźniej doszła do wniosku, że ich pociągi staną się pilnie strzeżoną tajemnicą przed okiem kamery. Bo po co mają się jacyś żurnaliści bezwiednie po przedziałach włóczyć. A nuż by coś odkryli, nagrali, skomentowali albo nie daj Boże zaczęli wypytywać panią rzecznik. Prawidłowo! Lepiej więc zamknąć pociągi na cztery spusty przez pismakami, co to próbują nadszarpnąć niczym nieskażony wizerunek PKP Intercity. Won więc wam od naszych pociągów!
5. Tour de Pologne
Pierwszą piątkę otwiera pociąg, którego nazwa mówi sama za siebie. Na trasie z Gdyni do Przemyśla pokonuje 1111 km w grubo ponad 18 godzin (jeśli tylko się nie spóźni). Taki swoisty Tour de Pologne przez 3/4 Polski. Jeśli więc ktoś ma ochotę na „najkrótszą” i „najszybszą” podróż z nad morza na Podkarpacie, Tour de Pologne będzie najlepszym wyborem.
4. Poznań oddalił się od Krakowa
– Dzień dobry, poproszę bilety do kontroli – znane wszystkim słowa padają z ust konduktora. Pani Monika wyciąga wcześniej kupiony bilet, za który zapłaciła 42zł. Na blankiecie widnieje jeszcze informacja, iż pasażer pokonuje trasę liczącą 396 km. Szybko okazuje się, że trasa z Krakowa do Poznania wg konduktora wcale nie liczy 396 km, a … 408. Nagle w kilka dni Poznań oddalił się od Krakowa o 12 km. Geograficzna sensacja? Nic z tych rzeczy. Oba miasta w dniu zakupu i w dniu podróży dzieliła ta sama odległość, ale nie wg Przewozów Regionalnych. Pani Monika musiała dopłacić wg nowego taryfikatora 2 zł i dodatkowe 5 zł za przysłowiową przysługę konduktora, czyli tzw. opłatę manipulacyjną.
3. Gra w karty w pociągach? Nie ma mowy!
Ostatnie miejsce na podium przyznaliśmy karcianemu absurdowi. Po raz kolejny też na liście absurdów pojawia się spółka Kolei Mazowieckich. W ich regulaminie widniał punkt 16 paragrafu 4, który zakazywał gry w karty. Ale żeby było jeszcze śmieszniej, proceder taki określa jako zagrażający porządkowi publicznemu. Należy jednak pamiętać, że taki zakaz wymuszony jest przez ustawę o transporcie kolejowym. Cały absurd polega na tym, że w ustawie mowa jest tylko o trzech hazardowych grach karcianych: pokerze, baccaracie oraz blacjacku. Tego regulamin Kolei Mazowieckich jednak nie precyzował. Nie dziwne więc, że lektura regulaminu mogła wskazywać, że niektórzy z nas to seryjni recydywiści.
2. Tani pociąg? Nie, bo obniży spójność terytorialną naszego kraju
Srebro przypadło dla jednego z najbardziej absurdalnych tłumaczeń, które było argumentem resortów na „nie” dla taniego pociągu łączącego Poznań z Berlinem. MSZ i Ministerstwo Infrastruktury zgodnie tłumaczyły, że wprowadzenie takiego pociągu, to „możliwość obniżenia spójności terytorialnej naszego kraju.”
1. Odłączyć wagon Warsu dla Żmudy – Trzebiatowskiej
Złoto wręczamy sekretarce zarządu jednej z polskich spółek kolejowych. Została „wkręcona” przez naczelnych jajcarzy w Polsce. Wojewódzki i Figurski w roli prezesów nakazują odczepienie wagonu Warsu od składu pociągu, specjalnie na potrzeby aktorki, Joanny Żmudy – Trzebiatowskiej. Nie wierzycie? Oto dowód:
ja bym nr 10 przesunął gdzieś w pierwszą piątkę, ale number 1 w pełni zasłużone. podejrzewam, że takie „wkręty” to można byłoby robić codziennie :-)
rowerem szybciej niż koleją? to i tak nie jest rekord. na niektórych odcinkach jeździ się dłużej niż przed wojną. niedługo to szybciej będzie dojść. to jest problem mentalności
Bez komentarza.
chyba marty żmudy-trzebiatowskiej, nie joanny.