Strona główna Na tropie Latarnie morskie. O niezwykłych wyprawach w stronę światła

Latarnie morskie. O niezwykłych wyprawach w stronę światła

0
3776

Od starożytności latarnie morskie były dla marynarzy zwiastunem zbliżającego się lądu. Wyparte przez satelity i systemy nawigacyjne spełniają dziś już trochę inne role. Są nie tylko punktami widokowymi, ale też i wakacyjnymi apartamentami, gdzie można spędzić noc lub wziąć ślub. Oto jedne z najciekawszych latarni morskich na świecie.

Będąc nad morzem, grzechem byłoby nie zobaczyć latarni morskiej, jeśli znajduje się w pobliżu. W niektórych z nich można nawet spędzić noc albo wziąć ślub. Oprócz ich zastosowania praktycznego, budynki te bywają perełkami architektonicznymi, jak ta na wyspie Faros, która straciła tytuł jednego z cudów świata.

Nierzadko latarnie morskie posiadają swoje legendy i duchy, stają się również elementem grozy w filmach i grach. Z ich symboliki korzystają liczne organizacje, między innymi opiekujące się niewidomymi. Nie brakuje też stowarzyszeń skupiających ludzi, dla których świat bez latarni morskich byłby uboższy i aby je ujrzeć, czy nawet chronić, są w stanie przebyć tysiące kilometrów. Co takiego przyciąga do nich turystów?

Latarnia na grobie giganta

Najstarsza funkcjonująca latarnia morska na świecie znajduje się w La Coruña w Hiszpanii i pochodzi z końca I wieku naszej ery. Jedną z dwóch najwyższych latarni morskich w tym kraju, Tower of Hercules, czyli Wieżę Herkulesa, zbudowali na wysokiej, 55 metrowej skale Rzymianie pod nazwą Brigantium Farum. Architektem był prawdopodobnie Gajusz Sevius Lupus, rzymski inżynier z Aeminium, który zadedykował wieżę rzymskiemu bogowi wojny – Marsowi. Stało się to najpóźniej za panowania Trajana (98-117). Pierwsza pisemna wzmianka na jej temat pochodzi z pism historyka Paulusa Orosiusa, z lat 415-417.

Z powstaniem latarni związane jest kilka mitów i legend. Jedna z nich zakłada, że na tym terenie bohater Herkules po trzech dniach i nocach walki zabił giganta Geryona. A następnie pochował głowę wroga dokładnie na wzgórzu, na którym później zbudował latarnię i miasto. Stąd w herbie La Coruñy znajdujemy latarnię stojącą na wzgórzu z wizerunkiem ludzkiej czaszki z krzyżowanymi piszczelami.

Symbol ten wiąże się również z tym, że rzymscy najeźdźcy byli przekonani, że północno-zachodnia Hiszpania to prawdziwy koniec świata. I liczba wraków statków w tym rejonie przyczyniła się do jego mało chlubnej nazwy: Costa da Morte.

Rzymska solidność

Współcześnie latarnia zbudowana jest z trzech poziomów, każdy o coraz mniejszej średnicy. Pierwszy z nich odpowiada rzymskiej strukturze latarni. To na tym poziomie, na specjalnej platformie, w czasach, gdy nie było elektryczności, rozpalano ogień. Nie bez znaczenia były również kolumny, którym zmieniano kierunek płomienia przy wyjątkowo trudnych powrotach statków do portu. Bezpośrednio do podstawy wieży przylega prostokątny budynek rzymski ujawniony podczas prowadzenia wykopalisk pod koniec XIX wieku.

Latarnia świeciła najprawdopodobniej długo po czasach świetności Rzymian, przez lwią część średniowiecza, aż do inwazji Wikingów na te tereny (ok. IX wieku). Przez pewien czas pełniła rolę posterunku obserwacyjnego i spełniała funkcje obronne. Zapewne to właśnie uchroniło ją od popadnięcia w zupełną ruinę.

Od XV wieku, gdy La Coruña stała się jednym z większych portów latarnia morska zyskała na znaczeniu – jej motyw pojawiał się nawet na miejskich pieczęciach. Od XVIII wieku pracowano nad stopniowym unowocześnieniem Wieży Herkulesa, wprowadzano elementy neoklasycystyczne, a w 1926 roku została wyposażona w oświetlenie elektryczne.

Magiczna Torre de Caramelo

Jej strategiczna pozycja w północno-zachodniej Hiszpanii sprawiła, iż w powodzeniem funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Zachowanie ciągłości funkcjonalnej i strukturalnej okazało się czynnikiem decydującym w sprawie wpisania Wieży Herkulesa na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Znalazła się ona na niej w 2009 roku wraz z pobliskim parkiem rzeźb, skał i pozostałościami po cmentarzu muzułmańskim.

Latarnię można zwiedzić uiszczając opłatę w kwocie 2-3 euro oraz pokonując ponad około 240 schodków w górę. Turyści, który mieli okazję ją oglądać, najczęściej w swoich wspomnieniach używają jednego słowa: magiczna. Co ciekawe, zainteresował się nią sam młody Pablo Picasso, który przebywał w mieście z rodziną pod koniec XIX wieku. Artysta ochrzcił latarnię na swój własny sposób, jako „Torre de Caramelo”.

Do czterech razy sztuka w Eddystone

Nie sposób wymienić wszystkich interesujących latarni na świecie, bo prawie każda ma swoją unikatową historię. Na Wyspach Brytyjskich uwagę przykuwa Eddystone, zbudowana na małych, niebezpiecznych skałach, 13 mil na południowy zachód od Plymouth. Pierwotnym pomysłodawcą i wykonawcą latarni był kupiec Henry Winstanley, uważany powszechnie za dziwaka.

Prace trwały od 1696 roku, a więc w okresie wojny Francji z Anglią. Wiąże się z tym pewne wydarzenie pokazujące międzynarodowe znaczenie projektu. Winstanley został porwany przez francuskiego kapera. Na wieść o tym Ludwik XIV, król Francji, powiedział: „Francja jest w stanie wojny z Anglią, a nie ludzkością” i nakazał wypuścić kupca, aby mógł dokończyć budowę ku ponadnarodowemu dobru ludzkości. Budowę ostatecznie zakończono w 1699 roku. Latarnia stała jedynie pięć lat – konstrukcja była tak słaba, że nie przetrwała, razem ze swoim pomysłodawcą, silnego sztormu i nie został po niej żaden ślad.

Ze względu na strategiczne położenie latarni, kolejną próbę budowy podjęto w 1709 roku. Tym razem wieża stała do grudnia 1755 roku, do momentu, gdy na jej górze wybuchł pożar. Ofiarą była nie tylko latarnia, ale również niejaki Henry Hall, 94-letni latarnik usiłujący ugasić ogień. Zmarł dwanaście dni po pożarze wskutek nałykania się ołowiu w czasie gaszenia. Ołowiany dach topił się a krople spływały do żołądka latarnika przez otwarte usta.

Kolejna konstrukcja została dla odmiany wzniesiona z kamienia i przetrwała już 120 lat, po czym ze względu na pęknięcia na skale została rozebrana w 1870 roku i przeniesiona do Plymouth Hoe, gdzie ją zrekonstruowano na cześć budowniczego, Johna Smeatona. Na skałach pozostała tylko dolna część, widoczna do dzisiaj.

Ostatnią, najnowszą wersję latarni, która funkcjonuje do dnia dzisiejszego, postawiono w 1882 roku. Prawie dokładnie 100 lat od tego momentu kontrola wieży została w pełni zautomatyzowana.

W cieniu walk z Indianami

Nie mniej burzliwą historię posiada latarnia Cape Florida. Pierwszy jej konstruktor zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach wraz z całą załogą. Prawdopodobnie statek, którym płynął na Florydę, nigdy tam nie dotarł. Projekt przejął Noah Humphreys i do końca 1825 roku stanęła 65 metrowa, drewniana budowla. Jej funkcjonowanie odbywało się w cieniu lokalnych konfliktów z Indianami oraz wojny domowej.  W 1836 roku Indianie Seminole dokonali jej spalenia, a odbudowana w 1847 konstrukcja była już żelazna.  Po ustaniu konfliktów los latarni ciągle był jednak niepewny. Pod wpływem erozji odległość od morza zmniejszyła się ze stu do trzech metrów, a szalejące burze tropikalne zniszczyły dom opiekuna wieży.

Konserwatorzy zabytków doprowadzili do tego, że w 1978 roku Cape Florida znów zaświeciła. Została również odbudowana reszta budynków. Walka o latarnię nie ma jednak końca, w 1992 roku spustoszenia dokonał huragan Andrew.

Obecnie można jednak zwiedzać zabytkową nieruchomość – między innymi replikę pokoju opiekuna latarni, spalonego przez Indian. Zawiera ona ekspozycje przedstawiające wczesne lata funkcjonowania ludzi na wyspie. Wewnątrz latarni zachwycają szczególnie spiralne schody, które nie opierają się o żadną ze ścian, więc mają tendencję do poruszania się, co u bardziej wrażliwych turystów może wywoływać mdłości.

Latarnie morskie – wakacje i ślub z duchami

Pamiętacie latarnika Skawińskiego z utworu Henryka Sienkiewicza? Tak zaczytał się w epopei Mickiewicza, że nie zapalił latarni na czas i w konsekwencji doprowadził do rozbicia się statku. Współcześnie większość latarni morskich obsługuje się z odległości i nad prawie wszystkim czuwają maszyny.

Z funkcjonowaniem latarni wiąże się jednak wiele mrożących krew w żyłach historii i co się z tym wiąże, nie brakuje również tych o duchach ich mieszkańców czy ofiar katastrof morskich. W samych Stanach Zjednoczonych istnieje 50 latarni morskich uznawanych za nawiedzone. Badacze zjawisk paranormalnych uważają, że światło latarni przyciąga dusze ludzi, którzy w pobliżu stracili życie. Niektóre z duchów bywają złośliwe: jak ten w Battery Point Lighthouse w Crescent City, w Kalifornii. Pojawia się podczas odpływu, paląc fajkę i robiąc ludziom kawały. Inne bywają niegroźne – patrzą przez okna, śpiewają, grają na fortepianie, otwierają zamknięte drzwi, czy gawędzą z dziećmi. Ludziom, którzy polują na duchy udaje się czasem zarejestrować podejrzane cienie, sylwetki, a nawet odgłosy.

W niektórych latarniach nadal mieszkają ludzie, a w sieci, jeśli dobrze poszukać, można nawet w dalszym ciągu spotkać oferty takiej pracy. Inne stoją otworem dla turystów i przestały spełniać swoją pierwotną rolę. Można je nie tylko zwiedzić, ale i spędzić w nich, czy domkach stanowiących część latarnianego kompleksu, kilka nocy, uciekając od swojej codzienności.

Nierzadko włodarze latarni mają ofertę dla przyszłych małżonków, jak np. Nash Point Lighthouse w Wielkiej Brytanii. To jednak opcja dla tych, którzy myślą o kameralnej uroczystości. Maksymalna liczba gości, którą może pomieścić latarnia to 25 osób, łącznie z parą narzeczeńską, operatorem kamery i fotografem. Koszt takiego ślubu w tej konkretnej latarni to 900 funtów.

Wiele latarni morskich usianych jest na małych wysepkach w Chorwacji i to m.in tam można je najmować na wakacje. Jedną z nich jest Savudrija, niedaleko miasteczka Umag. Jest najstarszą latarnią morską na Adriatyku, zbudowaną w 1818 roku. Otaczają ją duży ogród, a w środku znajdują się dwie dwuosobowe sypialnie, łazienka i kuchnia. Okolica sprzyja uprawianiu windsurfingu. Cena noclegu zaczyna się od 22 euro za osobę.

Z kolei na skalistej wyspie Pučini na turystów czeka latarnia Sveti Ivan. Posiada dwa 4-osobowe apartamenty, w których nocleg kosztuje od 20 euro za osobę. Brzeg jest tutaj bardzo łagodny, a morze dość płytkie. O zrobienie zakupów możemy poprosić tutejszego latarnika. Więcej informacji o wynajęciu latarni morskich w Chorwacji znajdziecie na stronie www.adriatica.net.

Zarówno w Polsce, jak i na świecie istnieją stowarzyszenia zrzeszające opiekunów i fanów latarń morskich. Na ich stronach można zapoznać się z latarniami wartymi zobaczenia i ich historią. Pojawiają się na nich również aktualności i informacje o okolicznościowych wydarzeniach. W Wielkiej Brytanii to Association of Lighthouse Keepers, a w Polsce Stowarzyszenie Miłośników Latarń Morskich.

Nie brakuje również stron amatorów zapaleńców, którzy samodzielnie ruszają szlakiem latarń, by później dzielić się zdjęciami i refleksjami, jak np. US Lighthouses.

BRAK KOMENTARZY