Wiele osób zadaje sobie pytanie, dlaczego o upadku biura podróży dowiadują się jako ostatni. Czy tegoroczne bankructwa można było przewidzieć? Okazuje się, że było do tego przesłanki.
– My dostaliśmy „cynka” kilkanaście dni przed upadkiem, że Orbis jest w fatalnej sytuacji i że mamy odradzać naszym klientom wyjazdy z tym organizatorem – mówi anonimowo jeden z pracowników biura agencyjnego w Poznaniu.
Zła sytuacja finansowa nie musi oznaczać najgorszego, choć upadek Selectoursa można było przewidzieć już w 2008 r., kiedy to nastąpił gwałtowny spadek zysku z prawie 2 mln zł do 36 tys. zł. Za ubiegły rok Selectours w ogóle nie opublikował swoich wyników!
Informacje te dostępne są w raportach największych wywiadowni gospodarczych, czy w portalach doradztwa biznesowego. Nie są to jednak źródła, do których przeciętny Kowalski często zagląda. Najczęściej szukamy opinii wśród znajomych i na forach internetowych, tylko czy tam znajdziemy informacje o stanie finansowym biura podróży?
Przypadek Orbisu pokazuje, że kiepska kondycja biura to wcale nie splot przypadkowych wydarzeń. O bankructwie Orbisu rozmawiamy z panem Jarosławem Mojzychem, byłym dyrektorem Centrum Turystyki Wyjazdowej Orbis Travel, a obecnym prezesem Lemur Travel.
TravelAdvisor.pl: Pracował pan przez wiele lat w Orbisie. Z początkiem tego roku nastąpiły tam nie tylko zmiany kadrowe, a pan zdecydował się odejść. Czy to nie była ucieczka z tonącego statku i na ile te zmiany mogły przyczynić się do upadku Orbisu?
Jarosław Mojzych: Na początku roku grupa pracowników (w tym ja) została zmuszona do zakończenia pracy w Orbis Travel. Nie była to jednak ucieczka z tonącego statku. Wprost przeciwnie. Pod koniec ubiegłego roku, gdy pojawił się nowy inwestor podjąłem próby przekonania osób z nim związanych o koniecznych zmianach, pozwalających na utrzymanie, a może nawet rozwój firmy. Osoby te miały jednak zupełnie inną wizję od mojej. Zakładano wprowadzenie zmian w programie turystyki wyjazdowej – w mojej ocenie – prowadzących wprost do pogłębiania strat finansowych. Główne założenia tej nowej koncepcji to:
- redukcja portów wylotowych z Polski z dotychczasowych 6-10 do dwóch (Warszawa i Katowice)
- redukcja liczby kierunków czarterowych z 16 do 8
- planowane znaczące zwiększenie programu czarterowego (w stosunku do roku 2009)
- przygotowanie niemal całej oferty czarterowej (z dwoma wyjątkami) na Litwie i sprowadzenie procesu tworzenia programu do tłumaczenia oferty na język polski
- brak zmian strukturalnych (przeciwnie – konserwacja lub nawet pogłębienie istniejących słabości)
- inne błędy (wg mojej oceny)
Konsekwencje tego wydawały mi się łatwe do przewidzenia. Swój krytyczny stosunek do koncepcji, nie dającej – moim zdaniem – żadnych szans na uzyskanie dodatniego wyniku w roku 2010, wyrażałem w trakcie kontaktów z przedstawicielami inwestora. Przekazałem im także własne opracowania analityczne. Wszystkie te działania przyjęte przez nich zostały skrajnie nieprzychylnie. W rezultacie zwolniono mnie z pracy. Rzecz jasna nie może być tu, zatem mowy o jakiejkolwiek mojej ucieczce.
Sądzę, że podstawową przyczyną złożenia przez PBP Orbis wniosku o upadłość było rozczarowanie inwestora będące konsekwencją zaskakująco – dla niego – silnego kontrastu pomiędzy spodziewanym sukcesem nowej koncepcji, a rzeczywistymi rozmiarami niepowodzenia. Podkreślam jednak, że są to jedynie moje przypuszczenia.
TravelAdvisor.pl: Biura agencyjne, ubezpieczyciele i ludzie związani z branżą turystyczną nie ukrywają, że o upadku touroperatorów dowiadują się wcześniej, niż klienci i media. Wielu klientów zadaje sobie pytanie, dlaczego biura podróży upadają w tak nieprzyjazny dla nich sposób?
Jarosław Mojzych: Nie sądzę, żeby była to prawda. Decyzje o upadku zapadają zazwyczaj w ostatniej chwili. Touroperatorzy bronią się do końca, ciągle mając nadzieję na ratunek (np. poprzez poszukiwania inwestorów). Zadając takie pytanie, ma Pan zapewne na myśli plotki. Te rzeczywiście krążą nieustannie. Ale ich sprawdzalność to 50%. Czyli żadna. O słabej kondycji biur mówi się często, ale nie oznacza to, że te właśnie biura akurat padną. Nierzadko nawet zarządy firm, które w końcu upadają, nie wiedzą o tym z dużym wyprzedzeniem. Problemy w turystyce wyjazdowej, zwłaszcza w okresie kryzysu, nie są czymś niezwykłym. Z większości z nich wychodzi się obronną ręką. Ale – nie zawsze. Oczywiście, jest rzeczą co najmniej niemoralną prowadzenie sprzedaży imprez do końca dnia, w którym rano zaniosło się wniosek o upadłość do KRS-u…
TravelAdvisor.pl: Czy spodziewa się pan bankructw kolejnych biur w tym roku? Stacje telewizyjne (m.in. TVN24 i Polsat) wspominały ostatnio o słabej kondycji Almatur i Opolanina. Na ile te spekulacje wg pana mogą się sprawdzić?
Jarosław Mojzych: Niewykluczone, że jeszcze jakieś biuro upadnie. Myślę jednak, że prawdopodobieństwo nie jest wysokie. Sezon dobiega końca. Ci, którzy mieli zapłacić za hotele i samoloty już to zrobili, albo nie. Teraz zobowiązania są mniejsze. Może jedynie okazać się, że straty którejś z firm są na tyle duże, że właściciel uzna kontynuację za nieuzasadnioną lub też ktoś może mieć problemy z kredytami. Ale, jak napisałem wcześniej, nie sposób odpowiedzialnie stwierdzić, które z biur jest najbardziej zagrożone.
rozmawiał Kamil Newczyński