Witamy chlebem i solą albo częstujemy wódką. Walczymy ze stereotypami o naszym kraju. Zamiast narzekać, próbujemy częściej się uśmiechać. Ale czasem mamy problemy, żeby powiedzieć chociaż: welcome to Poland.
Nie brakuje dziwnych sytuacji, które przytrafiają się obcokrajowcom. Niektórzy kupują bilet, wsiadają do autobusu, a po wyjściu wyrzucają nieskasowany bilet. – Nikt nie wytłumaczył nam, że trzeba go skasować – mówi Ahn Cheong z Korei Południowej. To prawda, że słowo oznaczające kasownik w języku angielskim nie jest popularne, więc Polak z reguły zaniecha tłumaczenia, co zrobić, żeby nie zapłacić mandatu.
„Aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”
Wpadki językowe także nie są rzadkością. Słowotwórstwo lub zabawne połączenia wyrazów często padają w dialogach z cudzoziemcami. Przykładem jest wyraz „nogawiczki” jako kreatywne określenie rajstop. Skoro na ręce zakładamy rękawiczki, to na nogi… no właśnie, analogicznie. Jak się okazuje polskie absurdy odbierają niektórym… „darowiznę mowy”. Kilka lat spędzonych w Polsce uzmysłowią wszystkim, że darowizna to wyjątkowo rzadko używany wyraz.
Ambitni obcokrajowcy uczą się języka polskiego. Szczególnych metod kształcenia wymagają obywatele państw azjatyckich. W ich kulturze nie wypada odpowiadać przecząco na pytanie nauczyciela, np.: Czy to rozumiecie? Dlatego warto jeszcze raz wyłożyć im odmianę przez przypadki…
Łowy casanovy
Dla nas wciąż jest za drogo, ale ludzie z innych państw z reguły uważają, że w Polsce można pozwolić sobie na większe zakupy lub suto zakrapianą imprezę. Zatem przyjeżdżają do nas, żeby zabawić się za półdarmo. – W Hiszpanii w ciągu tygodnia wydaję na rozrywkę tyle, ile w Poznaniu na imprezy w ciągu miesiąca – wyznaje David Garcia. Cudzoziemcy nie ukrywają, że chętnie odwiedzają kraj nad Wisłą ze względu na piękne Polki. – To nie jest stereotyp, one naprawdę mają w sobie to coś – dodaje David. Są postrzegane jako dobre kandydatki na żony.
„To przez te korki…”
W oczach obcokrajowców jesteśmy spóźnialskim narodem. Na umówione spotkanie zawsze wpadamy na ostatnią chwilę, zdyszani, zziajani, sypiemy usprawiedliwienia z rękawa. – Każdy zegarek pokazuje w Polsce inną godzinę: na dworcu, w tramwaju, czy na uczelni. Polak po prostu żyje według własnego czasu i trudno mu się dostosować do innych ludzi – zauważa Franziska Meier z Niemiec.
Na szczęście dostrzegają również nasze dobre strony. Mam na myśli gościnność i chęć niesienia pomocy, np. gdy mają problem ze znalezieniem drogi. Trochę po angielsku, trochę po rosyjsku… Ale od czego jest gestykulacja?!
Gdzie jest metro?!
Podobnie jak my, nasi goście narzekają na środki transportu. Trudno im zostawić autostrady i metra setki kilometrów stąd. Pewnie nie raz wpadli w dziurę w jezdni albo stali się ofiarami zimy, która co roku zaskakuje kierowców. – Pociągi i tramwaje jeżdżą za wolno. Chyba mniej czasu zajęłoby dojście do celu na pieszo – mówi z uśmiechem Jacqueline Manche z Francji. Oczywiście nasi goście narzekają też na warunki panujące w pociągach i notoryczny brak miejsc siedzących w przedziałach.
Wzbogacone CV i słownictwo
Coraz więcej studentów decyduje się na wyjazd za granicę na wymianę międzyuczelnianą. Opuszczając Polskę zabierają ze sobą niezbywalną mentalność. Mają wyjątkową okazję poznać nowych ludzi, ich kulturę i otoczenie, a przede wszystkim język obcy. – Jestem absolwentką stosunków międzynarodowych. Podróże to moja pasja wiążąca się z ukończonym fakultetem. Na trzecim roku wyjechałam na ERASMUSA. Do mojego CV wpisałam, że spędziłam pół roku we Francji – mówi Katarzyna Wróblewska. Pracodawca z pewnością doceni umiejętność komunikacji pozwalającej zrozumieć treść wykładów, czego efektem było pomyśle zdanie egzaminów. Dzięki temu języki stają się dla Polaków coraz mniej obce.