Strona główna Krytycznym okiem Krajówki euroLOTu nie dla Kowalskiego

Krajówki euroLOTu nie dla Kowalskiego

1
1569

– Chcemy pokazać, że latanie po kraju może stać się formą podróżowania dostępną dla wielu osób – tak nowe połączenia regionalne zachwalał sam prezes euroLOTu. Przyglądając się najniższym cenom, trudno uwierzyć, że znajdą one uznanie wśród szerokiego grona podróżnych.

O regionalnych lotach z pominięciem stolicy pisaliśmy jako jedni z pierwszych i nielicznych prawie rok temu. Z Wrocławia i Krakowa nad morze mieliśmy dostać się LOT-em już na jesieni 2010 roku, jednak tuż przed „odpaleniem” całego przedsięwzięcia lont ugasił ówczesny prezes narodowego przewoźnika. Regionalne połączenia euroLOTu są zatem próbą reaktywacji pomysłu sprzed roku. Próbą o tyle udaną, co mało atrakcyjną cenowo.

EuroLOTem nad morze taniej niż koleją?

Kiedy w ubiegłym roku LOT zaproponował rejsy z i do stolicy w cenie kilkudziesięciu złotych w jedną stronę, nawet nasze krytyczne oko zamknęło powieki na dłuższy czas. Podróżowanie pociągami Intercity, chociażby w relacjach z Wrocławia, Gdańska czy Poznania do Warszawy, było droższe od najtańszej opcji przelotu. Mieliśmy zatem nadzieję, że i na trasie z Krakowa do Gdańska nie będziemy zmuszeni korzystać z usług rodzimych spółek kolejowych.

Nic z tych rzeczy. Choć czytając jeden artykułów na rp.pl można odnieść wrażenie, że o bilety na regionalnych trasach euroLOTu Polacy powinni bić się jak o wodę na pustyni.

– Oferując bilety w cenach porównywalnych, a czasem nawet niższych, z innymi środkami transportu, zdecydowanie wygrywamy komfortem podróży i przede wszystkim czasem jej trwania – tako rzecze sam prezes euroLOTu w artykule o regionalnych połączeniach na rp.pl. Autorka tekstu dodaje przy tym, „że przewoźnik już na wielu trasach odbiera pasażerów kolejom”. Szkopuł w tym, że euroLOT nigdy samodzielnie nie oferował przelotów na regionalnych trasach, pokrywających się z kolejowymi połączeniami. Rejsy do stolicy wykonywał pod banderą LOT-u i na jego zlecenie.

Komfortem podróży i czasem jej trwania euroLOT bezsprzecznie wygrywa ze wszystkimi. Czy ceny biletów są porównywalne, a czasem niższe od tych, w innych środkach transportu postanowiliśmy sprawdzić sami. W tym samym artykule dowiedzieć się jeszcze możemy, że „najtańsze bilety oferowane przez euroLOT na trasach z Gdańska do Wrocławia mają kosztować 150 zł i że to tyle, ile bilet na pociąg”.

Jeszcze na długo przed publikacją artykułu na rp.pl było wiadomo, że najtańsze bilety kosztować nas będą ok. 200 zł w jedną stronę. W obie, wg obecnie najniższej taryfy na eurolot.com, to wydatek 390 zł. Bilet normalny z Wrocławia do Gdańska na pociąg TLK w drugiej klasie kosztuje zgodnie z obowiązującym na intercity.pl cennikiem 61 zł. W obie strony to koszt 122 zł, a to przecież nie jest nawet połowa najniższej ceny, którą oferuje na tej trasie euroLOT.

Sformułowanie „porównywalne ceny” nabiera w tym przypadku zupełnie innego znaczenia. Możemy odwołać się jedynie do czystej arytmetyki, bo za pewne na innych płaszczyznach z euroLOTem trudno byłoby się porozumieć. Przewoźnik może być więc cenowo konkurencyjny jedynie względem przejazdu taksówką lub podróżą bardzo nieekonomicznym samochodem.

Z Krakowa nad morze sytuacja wygląda podobnie. TLK w drugiej klasie to w obie strony wydatek 132 zł. Studenci mają ustawową zniżkę, zatem z ich portfeli zniknie o połowę mniej. W pociągach Express oraz EIC na trasie z Krakowa do Gdańska zapłacimy odpowiednio w obie strony 269 i 276 zł (w cenę wliczona jest już obowiązkowa opłata za miejscówkę w tej kategorii pociągów). To nadal dużo mniej, niż oferowane 390 zł w obie strony euroLOTem

Gdzie zatem „porównywalne, a nawet niższe niż w innych środkach transportu ceny”? Na pewno nie na kolei, w połączeniach autobusowych także, bo na tych trasach nie udało nam się znaleźć ani jednego bezpośredniego połączenia. Jakie zatem inne środki transportu, oprócz wspomnianego nieekonomicznego samochodu i podróży taksówką, mogłyby być droższe od najniższej taryfy euroLOTu? Śmiemy twierdzić, że takowych nie ma, a  to, że „przewoźnik już na wielu trasach odbiera pasażerów kolejom” brzmi tutaj  jak pobożne życzenie.

Byłoby taniej, gdyby…

Gdyby nie LOT-owska polityka dowozowa do stolicy. Narodowy przewoźnik uparł się, że rozwój swojej siatki połączeń oprze o bazę przesiadkową w Warszawie. Realizacja rejsów z pominięciem stolicy byłaby więc jednym wielkim zaprzeczeniem flagowej idei LOT-u. Gdyby z Gdańska do Wrocławia latały maszyny z żurawiem na ogonie lub nawet euroLOTu na zlecenie tego pierwszego, to ceny byłyby z pewnością o wiele niższe.

Tymczasem koszty operacyjne (oddzielny systemu rezerwacyjny, promocja) są dla nastawionego wyłącznie na zysk euroLOTu znacznie większe. Kwoty oscylujące w granicach 390 zł w obie strony nie są dziś na kieszeń przeciętnego Kowalskiego, a przypomnijmy, że jest to najniższa taryfa, dostępna w bardzo ograniczonych ilościach. Dla porównania, w tej cenie (390zł) możemy dziś z LOT-em w taryfie First Minute polecieć we wrześniu do kilku europejskich stolic.

Ceny po niemiecku, zarobki po polsku

Na zachód od naszych granic regionalne połączenia krajowe na dobre zadomowiły się choćby w Hiszpanii czy w Niemczech. Na Półwyspie Iberyjskim regionalne połączenia zdominował Ryanair, oferując bardzo konkurencyjne ceny. Irlandzki tani przewoźnik lata m.in. z Madrytu i Barcelony do kilkunastu znanych kurortów na hiszpańskich wyspach oraz do mniejszych miast w całej Hiszpanii. W Niemczech Lufthansa, AirBerlin czy Germanwings latają pomiędzy największymi landami w podobnych do euroLOTowskich cenach. Problem polega jednak na tym, że za Odrą zarabia się przynajmniej 2-3 razy więcej niż w Polsce.

Regionalne połączenia krajowe z pominięciem stolicy mogą stać się dla Polaków wodą na pustyni tylko wtedy, kiedy ceny będą faktycznie porównywalne do tych na kolei. Warunki do rozwoju tanich rejsów regionalnych są idealne, bo przecież kolej pozostawia wiele do życzenia, autostrad wciąż nam brakuje, a ceny paliw na stacjach przyprawiają o zawrót głowy. Bilety lotnicze w cenie 390 zł są atrakcyjne głównie dla biznesu, który z chęcią zamieni podróż za kółkiem lub w przedziale pociągu na bardziej wygodne fotele w samolocie. Student, młoda para zarabiająca średnią krajową, czy rodzina w modelu 2+2 udająca się nad morze nadal będzie zmuszona korzystać z usług kolejowych spółek. Dojadą taniej, ale czas jaki spędzą w pociągu z Krakowa do Trójmiasta będzie taki sam jak dla przelotu na trasie z Londynu do Nowego Jorku.

1 KOMENTARZ

  1. Piotr

    OLT Jet Air (wynik połączenia polskiego Jet Air oraz niemieckiego OLT) w związku z fuzją zapowiada serię zmian. Pierwszą ich odsłoną są niesamowicie niskie ceny lotów krajowych.

    Proponuję zwrocić na to uwagę ;)