Są potrawy, na widok których żołądek podejdzie do gardła nawet największemu twardzielowi. Będąc w dalekiej podróży, zanim zamówisz danie o niezrozumiałej nazwie, sprawdź czego się spodziewać na talerzu. Przygotowaliśmy subiektywną listę najbardziej kontrowersyjnych i budzących wstręt potraw świata. Przełkniesz to?

Pawlak z Kargulem płyną do Ameryki. Kargul, trzymając się roli światowca, bez zastanowienia wskazuje na coś w menu ekskluzywnej restauracji i mówi do kelnera: „To!”. Po chwili na stoliku zjawia się tajemnicza piramidka z morskich skorupiaków, na widok której naszych poczciwych gospodarzy ogarnia niezbyt miłe zdumienie.

Lepiej nie brać z nich przykładu, bo możemy trafić o wiele gorzej. Chociaż jesteśmy przyzwyczajeni do polskich flaków czy kaszanek, kuchnia świata wywołuje u Europejczyków prawdziwy szok kulturowy. Czasami zwyczajnie budzi w nas wstręt.

6. Świnka morska, czyli grillowany pupilek

Zdarzyło wam się w dzieciństwie przywiązać do pływającego w wannie karpia? Dzieci z Peru czy Boliwii nie mają szans na zaprzyjaźnienie się nawet ze świnką morską! W rejonie Andów trzymanie w pokoju tego sympatycznego zwierzątka byłoby podobną niedorzecznością, co u nas kurczaka.

Świnka morska z powodu dostępności i praw ekonomii stanowi w Andach danie niezwykle popularne i tanie. W zasadzie nie powinno być to dla nas zaskoczeniem, jednak co wrażliwszy turysta po spożyciu posiłku, który do złudzenia przypomina mu pupilka z dzieciństwa, jeszcze długo potem może być dręczony przez wyrzuty sumienia.

5. Balut, czyli upiorne jajko z niespodzianką

Przenieśmy się teraz do Południowej Azji. Na ulicach Filipin, Tajlandii czy Wietnamu natrafić możemy na nietypową przekąskę, serwowaną zwykle z piwem. To, co wygląda na zwyczajne kurze albo kacze jajko, w środku zawiera trochę przerażającą niespodziankę – gotowanego pisklaka.

Balut przygotowuje się na kilka lub kilkanaście dni przed wykluciem. Ptasie embriony gotowane są żywcem w skorupkach, w wywarze z przypraw i octu lub soku cytrynowego, zależnie do lokalnych obyczajów. Często stanowią dodatek do potraw. Warto być na to przygotowanym w barach z tradycyjną kuchnią. Balut uważany jest w Azji za afrodyzjak.

4. Escamoles, czyli przysmak z mrowiska

W Meksyku prawdziwym rarytasem są escamoles, czyli jaja lub larwy dużych, jadowitych mrówek Liometopum. Chociaż zbieranie ich nie należy do zajęć łatwych i przyjemnych, escamoles dodawane są do większości meksykańskich potraw.

Mrówcze jaja, podawane na przykład w taco albo guacamole, posiadają duże wartości odżywcze, a przede wszystkim wyjątkowo delikatny smak, jakby maślano-orzechowy. Konsystencją przypominają twaróg albo serek wiejski.

Jeżeli będąc w Ameryce nie mamy ochoty na larwy, w prawdziwej meksykańskiej restauracji warto zapytać, czy aby nie są dodane do farszu w naszej tortilli.

3. Koreańskie wino z młodych myszek, czyli samo zdrowie

Specjałem spod znaku ludowej medycyny Dalekiego Wschodu jest ryżowe wino z dodatkiem nowo narodzonych myszek. Napój ten co prawda nie należy do powszednich, jednak wciąż uznawane są jego wyjątkowe walory lecznicze. Sake z martwych myszek ma pozytywnie wpływać na ogólny stan zdrowia i wykorzystywany jest jako uniwersalny lek na dolegliwości od astmy po schorzenia wątroby.

Myszki do trzech dni po urodzeniu, zanim otworzą oczy, wkładane są do butelek ryżowego wina i tkwią w nim przez rok, zanim napój uzyska ostateczną formę.

2. Penis, czyli przekąska dobra na miłość

Pekińska restauracja Goulizhuang okryła się już niemałą sławą. Popisowym daniem są podawane na rozmaite sposoby penisy zwierzęce. Mężczyźni, którzy chcą wzmocnić swoją potencje, kobiety dbające o cerę i wszyscy odważni smakosze spróbować tu mogą genitaliów jeleni, jaków, koni, fok, kaczek czy psów. Niestety, żeby przekąsić ten afrodyzjak, trzeba być przygotowanym na sporą sumę na rachunku.

Klienci, którzy przypadkiem dotrą do osławionej restauracji, a nie w smak im „przyrodzenie” w polewie curry, muszą pamiętać, by jedzenia nie zamawiać na chybił-trafił. Penisy i jądra w Goulizhuang posiadają enigmatyczne i poetyckie nazwy, jak „Kwiat jaśminu” (penis osła) czy „Skarb pustyni” (baranie jądra).

1. Casu marzu, czyli sardyński ser z żywymi larwami

Kto do tej pory wahał się przed spróbowaniem niewinnego sera pleśniowego z supermarketu, niech nawet nie czyta o sardyńskim serze casu marzu. Ten wyrób z owczego mleka przez długi czas był nielegalny w Unii Europejskiej, ponieważ nie spełniał norm higieniczno-zdrowotnych. Paradoksalnie, niedawno uznany został przez UE za tradycyjny wyrób regionalny, jako że produkowany jest w ten sam sposób od ponad 25. lat, a receptura podobno liczy tysiące lat.

Żeby uzyskać casu marzu, pozostawia się włoski ser pecorino na wolnym powietrzu, aby „serowe muchy” (Piophila casei) mogły złożyć w nich jaja. Jedna mucha składa ich około pięciuset, więc w każdym kawałku pecorino wykluwa się tysiące larw.

Dopiero teraz zaczyna się prawdziwa „produkcja” casu marzu. Czerwie żywią się serem, w którym przyszły na świat, a dzięki ich kwasom trawiennym jego tłuszcz ulega rozkładowi. W efekcie ser staje się bardzo delikatny w smaku, jednak nie da się go spożywać inaczej, niż z larwami.

Larwy muszą być żywe. Inaczej starannie przygotowany ser mógłby zaszkodzić jego amatorom. Sytuacje ratuje fakt, że sery dopuszczone do konsumpcji przez UE są przechowywane w chłodniach. Może to (ale nie musi) uśmiercić czerwie i jednocześnie uchronić przed szkodliwymi substancjami, powstającymi podczas ich naturalnej śmierci. Ser krojony jest w cienkie plastry i podawany na czymś w rodzaju podpłomyka z mocnym, czerwonym winem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here